Kiko Ramirez

i

Autor: Michał Stańczyk / CYFRASPORT Kiko Ramirez

Trener Kiko Ramirez: Wisła dałaby sobie radę w Primera Division

2017-04-26 15:38

- Trafiłem do klubu z historią, który odniósł wiele sukcesów. Z tego powodu spoczywa na mnie duża odpowiedzialność. Jestem pewny, że możemy dokonać wielkich rzeczy - mówi nam Kiko Ramirez (47 l.), trener Wisły Kraków, która pod wodzą Hiszpana awansowała do grupy mistrzowskiej.

"Super Express": - Paweł Brożek zdradził nam, że w szatni Wisły rządzą hiszpańskie rytmy...

Kiko Ramirez: - Trochę mnie to wszystko kosztowało, ale już teraz w szatni słuchamy utworów dynamicznych przy których można się ruszać. Jesteśmy blisko znalezienia tej naszej piosenki. Ale wciąż jej szukamy. Pomysł jest taki, aby znaleźć taką piosenkę, z którą wszyscy piłkarze będą mogli się identyfikować. Związaną z dynamiką drużyny, z danym momentem, aby przed meczem, jak i po nim, wszyscy zawodnicy chcieli przy niej tańczyć.

- Jaka piosenka najlepiej pasuje do charakteru Wisły?

- Lubię "Todos los dias sale el sol". Jednak teraz jesteśmy bliżej utworów Ivana Gonzaleza, który puszcza nam muzykę z telefonu.

- Który z piłkarzy Wisły ma największe poczucie rytmu?

- Ivan Gonzalez pochodzi z Andaluzji i ma to we krwi. Muzykalny jest także Pol Llonch. Z Polaków wyróżnia się Patryk Małecki. Widać, że bardzo podoba się muzyka latynoska. Nawet już sobie śpiewa. I dobrze mu idzie. Poza tym szybko uczy się hiszpańskiego. Dużo czasu spędza z hiszpańskimi piłkarzami.

- Muzyka, która tak dominuje w szatni Wisły, to także pana pasja?

- Lubię każdy jej rodzaj. Muzyka klasyczna, czy orkiestra Rondo Veneziano. Lata 80. to mój czas. Wychowałem się na takich wykonawcach, jak Queen, Dire Straits, The Police, Sting.

- Przejdźmy do spraw piłkarskich. Czy spodziewał się pan tak udanego początku w Polsce? Wisła jest objawieniem ligi.

- Przyjechałem do Polski po to, aby podnieść zespół w tabeli, wyrwać go z kryzysu. To była dla mnie najlepsza motywacja do działania.

- Przyjazd do Polski to dla pana, jak wyprawa w nieznane. Nie miał pan obaw?

- Nie, cieszyłem się od pierwszego dnia z tego, że jadę do Polski, że będę pracował w wielkim klubie z tego kraju, który ma wspaniałych kibiców.

- Lubi pan ryzyko?

- W Hiszpanii zawsze podejmowałem ryzyko. W sensie sportowym. Obejmowałem przecież drużyny, które miały kłopoty i zawsze chodziło o to, aby zjednoczyć szatnię, wyprowadzić zespół z kryzysu. I na ten moment mogę powiedzieć, że w Wiśle mi się to udało. I jestem pewny, że możemy dokonać wielkich rzeczy.

- Znajomi nie dziwili, że zamienia pan Hiszpanię na Polskę?

- Członków mojej rodziny już nic u mnie nie zdziwi. Wiedzą, że stać mnie na wiele poświęceń, że jestem gotowy na wszystko, bo nie raz zdarzyło się, że przemierzałem duże odległości, żeby dotrzeć na mecz. W Tarragonie skąd pochodzę przybyło kibiców Wisły. Oglądają nasze mecze przez internet. Kibicują nam, śledzą, cierpią i cieszą się razem z nami, gdy widzą bramkę w ostatniej minucie, która przesądza o naszym zwycięstwie. Kibiców Wisły w moich rejonach jest coraz więcej. Nie patrzą na Barcelonę czy Real, a na moją drużynę.

- Jak ocenia pan poziom Ekstraklasy i Wisły?

- W tym sezonie jest bardzo zacięta rywalizacja. Jestem tym bardzo pozytywnie zaskoczony. Wprawdzie polska liga jest fizyczna, to jednak poziom techniczny jest wysoki. A Wisła dałaby sobie radę w Primera Division.

- Wspomniany wcześniej Paweł Brożek powiedział nam, że stawia pana na podium trzech najlepszych szkoleniowców, z którymi pracował. Co jest u pana kluczem, że tak szybko zdobywa zaufanie u piłkarzy?

- Jestem trochę takim trenerem odnowicielem. Moim celem jest to, aby wydobyć z zawodników to co mają najlepsze. W kadrze mamy różnych piłkarzy: doświadczonych, jak Głowacki, Brożek czy Stilić. Wiadomo, że właśnie im umiejętności nie brakuje. Ta odnowa z mojej strony dotyczy sfery mentalnej. Nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś ma 20 czy 30 lat. Chodzi o marzenia, o chęć i energię do działania. Chcę z piłkarzy to wszystko uwolnić.

- Przyznał pan kiedyś, że wzorem jest dla niego Diego Simeone. Czy Wisła jest już w jakimś stopniu podobna do Atletico Madryt?

- Chciałbym, aby mój zespół grał tak jak ekipa Simeone, ale Argentyńczyk ma innych piłkarzy. Dlatego nasza sytuacja jest nieco inna. Z każdym meczem zbliżamy się do stylu gry jego zespołu. Chodzi o walkę od pierwszej do ostatniej minuty. W tym jesteśmy podobni do Atletico.

- Podobno ma pan liczne rodzeństwo. Czy uchodzi pan w ich gronie za przywódcę?

- Moje rodzeństwo zawsze podkreślało, że mam coś z lidera. Podobno przewodziłem naszej rodzinie. Słyszałem opinię, że przez zachowanie piłkarza na boisku widać, który zawodnik w przyszłości może zostać trenerem. Mój brat przypomina, że gdy oglądał moje mecze wiedział, że kiedyś będę szkoleniowcem.

- Czy mając liczne rodzeństwo był pan zmuszony do ciągłej rywalizacji z nimi?

- Zawsze byłem wojownikiem, zarówno jako piłkarz i trener. Lubię realizować cele. Biec za czymś. Gdy już coś osiągnę, to wyznaczam sobie kolejne wyzwanie i dążę do tego, aby mu sprostać. Taki po prostu jestem.

- Podczas kariery piłkarskiej był pan napastnikiem. Czy któryś z piłkarzy Wisły przypomina pana z boiska?

- Byłem szybkim zawodnikiem, lubiącym schodzić do środka. Takim, jak Patryk Małecki. No, ale on jest znacznie lepszy ode mnie. Nie można mnie z nim, czy innymi napastnikami, porównywać. Po prostu oni są lepszymi graczami.

- Z charakteru też był pan podobny na boisku do Małeckiego?

- Postawmy tutaj kropkę (śmiech).

- Co spodobało się panu w Polsce?

- Jak wyjeżdżam z Hiszpanii to lubię spróbować kuchni innego kraju. Wyjątkiem są kraje azjatyckie, bo do tego jedzenia nie mam przekonania. Jemy polskie jedzenie, które nam smakuje. Szczególnie zupy, których jest duży wybór. Polubiłem pierogi. Jak najbardziej. Mogę być ze wszystkim. Z serem, a nawet z kurczakiem. O, i jeszcze ta golonka (śmiech).

- Co jest dla pana najtrudniejsze w naszym kraju?

- Pogoda w zimie, niskie temperatury. W Polsce media krytykują zawodników, łatwo to przychodzi. Nie do końca mi się to podoba. Z drugiej strony media mnie jako trenera dowartościowują. Jednak nie przyjechałem tutaj po to, aby wynaleźć futbol. Przyjechałem wygrywać mecze. Najważniejsi są zawodnicy, a nie trener. Nie jestem jak Guardiola, bo on jest tylko jeden. Jestem Kiko Ramirez, który chce zwyciężać, ale to możliwe jest dzięki drużynie. Powtarzam: nie przyjechałem nikogo uczyć, lecz rozwijać siebie i zdobywać wiedzę. Podziwiam szkoleniowców naszych rywali, od których wiele się uczę.

- Sprawia pan wrażenie miłego człowieka. Czy taki sam jest pan w szatni, czy jednak potrafi pan krzyknąć na piłkarzy?

- W życiu zawsze byłem radosny, bo chciałem się nim cieszyć. Nie warto być smutnym. Taki jestem prywatnie. Jednak, gdy trzeba to jestem wymagający.

- Przychodząc do Wisły powiedział pan, że to dla pana szansa, że ten klub może otworzyć mu drzwi do Europy.

- Tak powiedziałem, bo trafiłem do klubu z historią, który odniósł wiele sukcesów. Z tego powodu spoczywa na mnie duża odpowiedzialność. Wisła jest bardzo znana w Hiszpanii, rywalizowała m.in. z Barceloną czy Realem w eliminacjach Ligi Mistrzów. Wisła to duży, europejski klub. Jest marką. Czuję to po dużym zainteresowaniu ze strony mediów i kibiców, którzy obserwują mnie na Twitterze.

- Czy dziennikarze z Hiszpanii dzwonią do pana z prośbą o wywiady?

- Na kilka dni przyjechał do Polski dziennikarz z dziennika "AS", czyli media hiszpańskie interesują się. Dzwonią dziennikarze z Katalonii. Gdy udzielę wywiadu to pojawia się on w całym regionie. Zainteresowanie moją osobą, jak i Wisłą i Polską jest duże.

- Jak spędza pan czas w Krakowie?

- Baza treningowa w Myślenicach jest, jak mój drugi dom. Siedzę, analizuje i oglądam mecze Ekstraklasy. Jak mam już wolny dzień to uwielbiam poznawać miasto. Zwiedzam Kraków, wybrałem się na mecz koszykarek Wisły. Ponadto smakuję polskie potrawy. Jak widać przytyłem trochę (śmiech).

- Czym się pan interesuje?

- Uwielbiam jazdę rowerem górskim. To moja pasja. Poza tym cenię sobie spotkania z przyjaciółmi, lubię czasem wypić piwo. Ale najważniejsza jest dla mnie rodzina.

- Kiedyś pracował w firmie transportowej i studiował elektronikę. Przydaje się to w piłce?

- Pracuję, bo lubię. Taki jestem. Tak naprawdę zawsze interesowałem się wszystkim. W domu mówili na mnie "Złota rączka". Cokolwiek się zepsuje, to ja to naprawiam (śmiech). Interesowała mnie elektronika więc poszedłem na studia. "Czerwony, czerwony", "niebieskie, niebieskie" (te słowa trener wypowiada po polsku). W futbolu jest podobnie. Musisz wszystko odpowiednio połączyć, już nie "kable", lecz z piłkarzy zrobić drużynę. Bywa niebezpiecznie, bo jak się pomylisz to będzie zwarcie (śmiech).

- Jak widzi pan Wisłę na finiszu Ekstraklasy?

- Idziemy do przodu, wchodzimy na wyższy poziom i patrzymy do góry. Nigdy w dół. To jest jak z pomarańczą. Chcemy wycisnąć maksymalną ilość soku, tyle ile się da. Stać nas na to, bo możliwości i potencjału nam nie brakuje.

- Na co stać Wisłę w tym sezonie?

- Chciałbym, aby po ostatniej kolejce kibice Wisły powiedzieli oceniając nasze dokonania, że ta drużyna dała z siebie maksimum, że więcej nie mogła osiągnąć. Celem był awans do grupy mistrzowskiej. Teraz możemy pomyśleć o tym, czy bijemy się o Europę czy o coś więcej.

- Kto jest faworytem do mistrzostwa Polski?

- Myślę o nas, nie chcę zajmować się innymi zespołami. Owszem doceniam grę Lecha, Legii, Lechii czy Jagiellonii. To są dobre drużyny. Ale w moim sercu jest Wisła i jej dobro jest dla mnie najważniejsze.

- Ile czasu potrzebuje pan, aby nauczyć się polskiego?

- Moim marzeniem jest, aby mówić po polsku, ale wasza gramatyka jest niezwykle trudna dla Hiszpana. Jednak z każdym dniem uświadamiam sobie, że znam coraz więcej słów. I jedyne czego mi brakuje to właśnie reguł gramatycznych.

- Łatwiej było poskładać Wisłę niż nauczyć się polskiego?

- Tak, nauka polskiego jest trudniejsza (śmiech).

Najnowsze