"Super Express": - Można dobrze wykonywać obowiązki, pracując jednocześnie na dwóch etatach: w Bełchatowie i w reprezentacji?
Rafał Ulatowski: - Nie szukajmy na siłę dziury w całym. Podobny model był już przerabiany w polskiej kadrze. Przecież Maciej Skorża pracował w Amice i był asystentem Pawła Janasa. Wtedy nikt nie zgłaszał uwag. Ja nie jestem selekcjonerem, lecz tylko asystentem. Kadra na tym na pewno nie ucierpi.
- Selekcjoner Leo Beenhakker nie miał nic przeciwko temu?
- Byłem dwa tygodnie w Islandii, a gdy wróciłem, pojawiła się oferta z GKS. Byłem nią zaskoczony, podobnie jak zaskoczyła mnie rezygnacja trenera Janasa. Co do Beenhakkera, to powiedział, że potrzebna jest mi codzienna praca z piłkarzami. Skoro taki autorytet nie widzi w tym nic złego, to chyba wie, co mówi. Ja mu ufam.
- Mówi się, że PZPN zgodził się na pracę Ulatowskiego w Bełchatowie, bo chcą się go... pozbyć z kadry?
- Odważne stwierdzenie. To Beenhakker wybiera swój sztab szkoleniowy. Na razie w GKS jestem do końca sezonu.
- Skoro teraz ma pan na głowie Bełchatów, to działacze PZPN obniżą panu zarobki...
- Jestem tego świadomy. Już przygotowano odpowiedni aneks do umowy, ale jeszcze go nie podpisałem.
- Janas wysoko zawiesił poprzeczkę. Czego oczekują od pana władze GKS?
- Mam zrobić wszystko, aby ta poprzeczka nie została obniżona. Gdy jechałem na rozmowy do Bełchatowa, słuchałem radiowej Trójki, a tam puścili nową płytę Guns N' Roses - "Chińska demokracja". Przypomniały mi się lata młodości, więc ją sobie kupiłem. Tak sobie myślę, że może i ja nadam nowe, mocne brzmienie drużynie GKS.