Dość powiedzieć, że biorąc pod uwagę niemal stuletnią (pierwszą edycję rozegrano w 1926 roku) historię Pucharu Polski, do dziś tylko czterokrotnie w decydującym boju rywalizowali o trofeum dwaj obcokrajowcy w roli szkoleniowców. Przy czym dwukrotnie byli to ci sami panowie. W 1966 roku Jaroslav Vejvoda jako opiekun Legii pokonał Gezę Kalocsaya prowadzącego Górnika. Trzy lata później role się odwróciły: Węgier przechytrzył Czechosłowaka. W 1971 roku mieliśmy wewnątrzwęgierski bój. Ferenc Szusza jako szkoleniowiec Górnika zwyciężył swego rodaka, Ferenca Farsanga, zasiadającego na ławce Zagłębia Sosnowiec.
Już po ustrojowej przemianie, w 2005 roku o Puchar Polski w wielkim finale rywalizowali ze sobą Słowak i Chorwat – a więc przedstawiciele nacji, które prawo do samostanowienia dostały dopiero u progu lat 90. Prowadzony przez Dušan Radolskiego zespół Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski w dwumeczu (2:0 i 0:1) okazał się lepszy od Zagłębia Lubin, na czele którego stał Drażen Bešek.
Półtorej dekady później nazwisko zasłużonego słowackiego trenera wykreślono jednak z grona zdobywców PP: zdecydował o tym Polski Związek Piłki Nożnej, biorąc pod uwagę werdykty sądowe potwierdzające „ustawienie” ostatecznych rozstrzygnięć przez grodziskich działaczy oraz sędziego jednego z dwóch spotkań finałowych.
Dziś w decydującym boju o PP po raz piąty w historii mamy rywalizację trenerów z zagranicy. Jens Gustaffson i Albert Rude – jak widać na zdjęciu otwierającym tekst – uścisnęli sobie dłonie przed meczem, a potem czekali na końcowe rozstrzygnięcia. Szwed kontra Hiszpan – taki zestaw rywali na ławce oznacza, że do listy trenerskich zdobywców Pucharu Polski dopiszemy nową nację.