"Super Express": - Jak twoja forma? Jesteś gotowy na cały mecz z Wisłą?
Ebi Smolarek: - Zdecydowanie tak. Pod względem fizycznym czuję się już o niebo lepiej niż wtedy, gdy podpisywałem kontrakt z Jagiellonią. Miałem ostatnio sporo czasu, aby ciężko potrenować, i to mi pomogło. Strzeliłem gola w Młodej Ekstraklasie, w Pucharze Polski, więc może teraz pora na trafienie w lidze. Stadion Wisły dobrze mi się kojarzy. Kiedyś zagrałem tam jako piłkarz Polonii. Wygraliśmy 2:0, a ja strzeliłem jedną z bramek. Powtórka mile widziana.
- W polskiej lidze dostałeś dwie czerwone kartki. Jedną, jeszcze w Polonii, za uderzenie Arboledy, który cię prowokował, a drugą za odepchnięcie Hiszpana Alvaro Jurado z Piasta. Która była bardziej niesprawiedliwa?
- Bez wątpienia ta druga. Arboledę uderzyłem, każdy to widział. Niezależnie od okoliczności sędzia musiał pokazać czerwień. Ale sytuacja z piłkarzem Piasta to nieporozumienie. Chciałem się od niego uwolnić, a nie uderzyć! Nawet go nie dotknąłem, a on upadł, jakby ktoś go zastrzelił. I za to zawiesili mnie na dwa mecze. Bardzo niesprawiedliwa kara.
- Wspomnieliśmy o Arboledzie. Podobno wtedy chciał ci wsadzić palec tam, gdzie, jak powiedziałeś, nie lubisz. Za tydzień znów staniecie naprzeciw siebie. Jak będzie?
- Myślę, że normalnie. W piłce o takich sprawach szybko się zapomina. Nie mam już nic do Arboledy. Nie będę szukał rewanżu.
- W Białymstoku cię chwalą, mówią, że nie zachowujesz się jak gwiazda. Podobno przy wyborze mieszkania postawiłeś tylko jeden warunek: że musi być wanna, a nie prysznic...
- Wanna jest nam potrzebna, aby kąpać naszego niespełna trzyletniego syna. Bo w Białymstoku jestem z żoną i synem właśnie.
- Miasto przypadło rodzinie do gustu?
- I to jak! Jesteśmy bardzo zadowoleni. Drogi lepsze niż w Warszawie, a przy okazji o wiele spokojniej. Ludzie niezwykle mili, bardzo mi się podoba ich mentalność. Czasem na ulicy zaczepiają mnie i pytają, co ja tutaj robię. Wtedy odpowiadam: "A czemu uważacie, że gdzie indziej jest lepiej? Przecież macie tu wszystko, co trzeba". Gdy dzwonię do klubu, każdy stara się pomóc. Nie ma porównania z Polonią, gdzie wszystkich paraliżował strach przed utratą pracy. W Jagiellonii jest bardzo normalnie.