Pochodzi z takiego miejsca, że aż żal je opuszczać. Quioto urodził się i wychował nad Morzem Karaibskim, w najpiękniejszym zakątku Hondurasu. Poza zapierającymi dech w piersiach plażami w tamtej okolicy można zobaczyć jaguara i wiele innych egzotycznych zwierząt.
- To cudowne miejsce, ale jeśli ktoś chce zrobić karierę, to i tak musi wyjechać do Europy. Ja nie wahałem się ani chwili. Dla mnie propozycja Wisły to wielka szansa, a Kraków, choć zupełnie inny od miejsc, w których mieszkałem do tej pory, też jest piękny - mówi Quioto, który przyznaje, że w Polsce czuje się o wiele bezpieczniej niż w swojej ojczyźnie.
- Największa różnica dotyczy bezpieczeństwa. W Polsce - nieważne, o której godzinie - mogę iść obwieszony złotem, z telefonem i pieniędzmi w kieszeni bez obaw. A w Hondurasie byłem już kilka razy napadnięty, odbierano mi właśnie pieniądze i telefon - przyznaje napastnik, który do Wisły został wypożyczony na rok. I choć Quioto nie mówi po polsku, to w Krakowie jest mu łatwiej dzięki temu, że ma w zespole rodaka - Osmana Chaveza.
- Osman dużo mi pomaga. To bardzo religijny człowiek, mnie też namawia, aby być blisko Boga. Dwa dni temu byliśmy na spotkaniu z argentyńskim pastorem, który przebywa w Krakowie. Ja, Osman i inny gracz Wisły, Kew Jaliens, czytaliśmy fragmenty religijnych tekstów i dyskutowaliśmy na te tematy - przyznaje Quioto, który niedawno był o krok od udziału w igrzyskach olimpijskich.
- Byłem w kadrze na turniej w Londynie, ale na końcu przygotowań trener skreślił czterech graczy, w tym mnie. Jasne, że było mi przykro, ale nie ma co rozpamiętywać. Ważne, że zdążyłem już zadebiutować w pierwszej reprezentacji Hondurasu. Teraz liczą się tylko Wisła i kadra - zapewnia Quioto.
W sparingach strzelił kilka goli dla Wisły, ale w meczu ligowym jeszcze nie trafił. - Mam nadzieję, że zmieni się to już dziś, w spotkaniu z Polonią. Wiem, że to bardzo ważny mecz i dobrze byłoby otworzyć konto bramkowe w takim pojedynku. Bardzo na to liczę - mówi 21-letni napastnik "Białej Gwiazdy".