- Graliście w jednej drużynie ŁKS-u w sezonach 2004-2006, więc znaliście się chyba dobrze?
- Od dzieciństwa wiedziałem, kto to jest Igor Sypniewski. On i ja byliśmy wychowankami ŁKS-u, choć Igor był 8 lat starszy od mnie. Trenowaliśmy na tych samych obiektach, a i mieszkaliśmy niedaleko siebie. Mój ojciec znał się z jego tatą, więc kontakt z jego rodziną był jeszcze większy. Wówczas podziwiałem Igora, oglądałem jego mecze w telewizji i próbowałem sobie wyobrazić, że kiedyś też będę grał na takim poziomie.
- Później spotkaliście się jednej drużynie, gdy on wrócił do ŁKS-u ze Szwecji.
- Mógł zrobić zdecydowanie większą karierę niż zrobił. Potencjał piłkarski miał ogromny. Mało było piłkarzy, z którymi miałem okazję grać i trenować - trochę się ich przewinęło przez moją karierę - żeby mieli aż taki potencjał. Potrafił lewą nogą wiązać krawaty, świetna technika użytkowa, odejście z piłką na kilku metrach i świetny strzał lewą nogą. Szkoda, że głowa nie poszła w ślad za potencjałem, bo mental był jego problemem i zahamował karierę.
- Jak on funkcjonował w zespole, gdy wrócił ze Szwecji?
- Nie było tajemnicą , że wtedy miał problemy alkoholowe, do tego dochodziła depresja, ale próbował o siebie walczyć. To się nasilało i było widoczne. Próbowaliśmy mu pomóc, ale wiadomo, że bez fachowej pomocy lekarskiej ciężko z tego wyjść. Z szatni będę go wspominał wyłącznie dobrze, bo nigdy nie mieliśmy żadnych spięć, a jako piłkarza – od ktorego można było się wiele nauczyć. Gdy zakończył karierę, to wielokrotnie go widywałem, i było widoczne,że jego problemy narastają. Próbowaliśmy mu pomóc, zrobiliśmy zbiórkę pieniędzy, żeby go wesprzeć, ale Igor należał do takich ludzi, który nie użalał się nad sobą.
- Kiedy widział go pan ostatni raz?
- Na meczu ŁKS-u z Puszczą w tym sezonie. Byliśmy na innych sektorach, tylko go zauważyłem, że jest na meczu. W tym sezonie byłem 3 razy na ŁKS-ie i za każdym razem go widziałem. To był „Ełkaesiak” z krwi i kości i dlatego pojawiał się na meczach. Zaskoczyła mnie dzisiejsza wiadomość, że zmarł w szpitalu i nie do końca wiem co się stało. Czy to było coś nagłego?
- Nie chciał utrzymywać kontaktu z kolegami?
- Igor przychodził na mecze, ale odsunął się od środowiska kolegów z boiska, przynajmniej ja to tak odbierałem. Jak było okazja to rozmawialiśmy, ale prawda jest taka, że poprzez jego problem nie zawsze był trzeźwy. Żałuję, że nie udało mu się pomóc, tym bardziej, że jak powiedziałem, znałem go praktycznie od dzieciństwa.
Ojciec Krychowiaka o krytyce syna: Najłatwiej zrzucić na niego winę! Grzegorz jest wykuty i twardy
O tych gwiazdach sportu kiedyś było głośno. Mieli talent, zarabiali wielkie pieniądze i mogli osiągnąć szczyt.
Co poszło nie tak? Posłuchaj podcastu o zmarnowanych sportowych karierach!
Listen to "Od BOHATERA do ZERA - Janczyk, Adriano, Peszko. SUPERSPORT+" on Spreaker.