Super Express: Czeka pan jakoś szczególnie na mundial, mając w pamięci, że ubiegłoroczne Euro nie było dla pana syna udane? (W pierwszym meczu ze Słowacją przegranym 1:2 otrzymał czerwoną kartkę).
Edward Krychowiak: Pomijając fakt, że w reprezentacji gra mój syn, to na takie imprezy się czeka, bo są świętem piłkarskim i wspomnienia pozostają na lata. Natomiast po nieudanym Euro coś w sercu pozostało, zarówno po występie syna jak i całej reprezentacji, ale nie ma co wracać do tego. Najłatwiej było zrzucić winę na Grzegorza za czerwoną kartkę i porażkę ze Słowacją, a przecież takie sytuacje z kartkami się zdarzają. Nie była to dla mnie komfortowa sytuacja, bo pamiętam, że w rozmowie z którąś ze stacji telewizyjnych przeprosiłem kibiców.
- Nie uważa pan, że krytyka Krychowiaka stała się modna, i każdy słabszy mecz jest mu wypominany bardziej niż innym piłkarzom?
- Być może tak jest, ale nasuwa mi się jeszcze inna refleksja. Negatywne informacje w mediach lepiej się sprzedają niż pozytywne, są chętniej komentowane, co się wiąże z kliknięciami w internecie. Weźmy przykład z ostatnich dni. Z tematu Grześka dziennikarze przeskoczyli na Kamila Glika. No dobrze, było coś, miał tę sprawę cywilną w sądzie, ale czy tym należało się tak zajmować, że aż tyle osób wypowiadało?
- Spytam pana jako ojca, Grzegorz radzi sobie z krytyką?
- Musi sobie radzić, a wielu piłkarzy, szczególnie młodych, sobie z tym nie radzi. Dlatego uciekają w alkohol, narkotyki itd. Piłkarz będzie miał siłę i moc gdy poradzi sobie z krytyką, gdyż jest osobą publiczna, szczególnie gdy zostaje reprezentantem kraju. Ja wyznaję zasadę, i Grzegorz chyba też, jak powiedział któryś z polityków: niech piszą - dobrze albo źle, oby tylko nie przekręcali nazwiska.
- On miał silną psychikę od dziecka, czy nabył ją z latami kariery?
- W wieku 14 lat lat wyjechał do Francji do Bordeaux czyli 2 tys. km od domu. Wyjechał razem z kolegą, Mateuszem Rajfurem, bo Francuzi byli zdania, że musi być dwóch, choćby dlatego, żeby mogli rozmawiać po polsku. Przecież to były dzieci. Tylko rodzice, którzy zetknęli się z taką sytuacją potrafią to zrozumieć. To wzmocniło Grześka. A druga sprawa to geny. Mama Grześka, a moja żona jest córką kowala, bo taki zawód miał mój teść. Więc jej syn musi być wykuty i twardy. A biorąc pod uwagę, że ja byłem żołnierzem zawodowym wychowywanym twardą ręka, to i syna nie jest łatwo złamać. To nie jest przypadek, że przez tyle lat gry w reprezentacji, w których było też wiele dobrych momentów, Grzegorz znosił krytykę, często niesłuszną. Trzeba być twardym.