Super Express: - Zacznijmy od najważniejszego: jak wygląda sytuacja w Baku, w Azerbejdżanie? Jak bardzo eskalacja konfliktu o Górski Karabach wpływa na ciebie, na zespół?
Donald Guerrier: - Nie chcę się mieszać w ten konflikt, za wiele o nim mówić. Oczywiście widzę i wiem co się dzieje wokół mnie. Na szczęście tu w Baku wszystko toczy się niemal normalnie. Mówię "niemal", bo jednak pewne restrykcje są. Nie można na przykład wychodzić z domu po 21:00, aż do rana. Poza tym jednak staramy się funkcjonować normalnie.
- Przed wami mecz z Legią. To spotkanie ma faworyta? Zagracie na wyjeździe...
- To, że na wyjeździe to nie ma według mnie znaczenia. Teraz, znaczy w tych czasach, liczy się według mnie determinacja drużyny, to kto w danym dniu da z siebie więcej, zagra na 200 procent.
- Sezon zaczęliście średnio, to najgorszy start Qarabagu od siedmiu lat. Jaki jest powód?
- Po pierwsze, mamy w zespole kilka kontuzji. Po drugie, mamy na głowie bardzo wiele meczów, gramy na różnych frontach. Wkrada się więc zmęczenie. A słyszałem, że Legia przełożyła swój mecz, żeby się przygotować do meczu z nami.
- To prawda, Lech również. W Polsce wywiązała się dyskusja o tym, czy słusznie, bo część osób uważa, że dobrze przygotowany zespół może grać co 3-4 dni...
- Według mnie przełożenie meczów ligowych przez Legię i Lecha to wcale nie jest zły pomysł. Piłkarz to nie maszyna, to nie robot. My też się męczymy. Czytasz czasem Biblię?
- Czasem tak.
- To co zrobił Bóg tworząc świat?
- Tworzył go przez sześć dni, a siódmego odpoczywał.
- Ano właśnie! Czyli nawet Bóg potrzebuje odpoczynku. A co dopiero człowiek, piłkarz... Powtarzam: to nie był według mnie głupi pomysł, żeby odwołać ligowy mecz. A wracając do twojego pytania: zaczęliśmy sezon średnio, ale mam nadzieję, że szybko się rozkręcimy.
Rozmowa z Nurlanem Ibrahoimowem z Qarabagu: Mimo konfliktu chcemy grać z Legią!
- W eliminacjach Ligi Mistrzów strzeliłeś w tym sezonie dwa gole. A bramkarza Legii pokonałeś kiedyś?
- No pewnie, że tak. Na Legii i Legii strzeliłem grając dla Wisły dwa gole. Teraz zapoluję na kolejnego. A jeśli znów mi się uda trafić, to wykonam specjalny, haitański taniec.
- Podobno rok temu miałeś ofertę z Legii...
- Tak było... Ale wtedy było też kilka innych propozycji, poza tym miałem nieporozumienia w tej sprawie z moim agentem. Inna sprawa, że rodzina mojej żony, która jest Polką, jest z Krakowa i wiadomo jakie tam wywołałoby to reakcje. Choć... ludzie muszą zrozumieć, że piłka to nasza praca. Niestety, nie do każdego to dociera. Tymczasem moim zdaniem jeśli ktoś zarabiałby w Wiśle 5 tysięcy złotych, a Legia da mu 20 tysięcy, no to zmieni pracę. Podaję to jako hipotetyczny przykład. To że zmieniasz pracę nie powinno przekreślać jednak tej poprzedniej. Ja na przykład Wiśle jestem bardzo wdzięczny, bo bez niej nie byłbym w miejscu, w którym jestem. Oglądam każdy mecz Wisły, często proszę Kubę Rzeźniczaka o link do transmisji. Ostatnio zresztą dyskutowaliśmy na Instagramie. Chodziło o pewną sytuację, gdy ja byłem piłkarzem Wisły, a on Legii. Będzie wiedział o co chodzi (śmiech).
- Znasz obecnych piłkarzy Legii?
- Dzwoniłem do rodziny mojej żony, poopowiadali mi jak to teraz w Legii wygląda. Zresztą, w Qarabagu też mnie pytali o Legię. Powiedziałem uczciwie, że czeka nas trudne zadanie, bo to bardzo dobry zespół.
- Czytałem w haitańskiej prasie, że zrezygnowałeś z gry w kadrze. To prawda?
- Prawda. Miałem dość...
- Miałeś zastrzeżenia do jakości podróży na mecze...
- Oglądałeś kiedyś walki kogutów?
- No nie bardzo...- OK. Właściciele dbają o nie, bo wiedzą, że im lepiej się nimi zajmą, tym większa szansa, że wygrają walkę. Nasza federacja traktowała nas gorzej niż takie koguty. Tym bardziej nie jestem plastikową torbą.
- Plastikową torbą?!
- Chodzi mi o podróże na mecze kadry.
Jakub Rzeźniczak o wylosowaniu Qarabagu przez Legię: to nie było dobre losowanie
- Jak rozumiem, nie przebiegały w komfortowych warunkach...
- Dla mnie to są loty Baku- Stambuł - Miami - Haitii. Często było tak, że w Miami już nie mogłem włożyć buta, bo nogi tak mi puchły. Przylatywałem niedługo przed meczem, doprowadzałem nogi do ładu i zaraz był mecz. Przecież w takiej sytuacji nietrudno o kontuzję. Bo to nie tak powinno wyglądać. Ciało to moje narzędzie pracy. I co będzie, gdy na kadrze zerwę więzadła i nie będę grał przez wiele miesięcy? No stracę ja i moja rodzina! Nie mówiąc już o strzelaninie przy okazji meczu kadry.
- Strzelaninie?!
- Tak. Graliśmy kiedyś w Boliwii. Oczywiście, ze względów oszczędnościowych umieszczono nas w takim sobie hotelu, w takiej sobie dzielnicy. A Boliwia to jeden z najbardziej niebezpiecznych krajów świata. Co chwila słyszeliśmy tam odgłosy strzałów. I co by było, gdyby taka zabłąkana kula mnie zabiła? Kto by się wtedy zajął moją rodziną?
- Twoja rezygnacja z gry w kadrze jest ostateczna?
- Nie. Przekazałem moje uwagi. Potem zadzwonił do mnie prezydent kraju.
- Prezydent kraju czy federacji?
- Prezydent kraju. Znamy się od dawna. Zresztą, kiedyś zrobiłem niespodziankę mojej żonie. Powiedziałem, że dziś zjemy kolację z ważnym człowiekiem. Nie wiedziała o co chodzi. A jedliśmy w pałacu prezydenckim.
- I co wynikło z tej rozmowy?
- Mają poprawić pewne kwestie. Jesteśmy żołnierzami Haiti. Reprezentacja to reprezentacja. Mnie nie przekonuje gadanie, że nie ma pieniędzy. Naprawdę organizację trzeba tam poprawić. Wtedy wrócę.