Prowadzenie w Rzymie, wielbłądy Mariusza Jopa, przełożony rewanż, protesty Wisły, kontuzja arbitra i niesamowity ciąg następujących po sobie wydarzeń. Jeżeli dzisiaj kibice starszej daty wspominają z rozrzewieniem pojedynki Górnika z Romą, to za 40 lat dziadkom przyjdzie opowiadać wnukom o tym, że widzieli starcia podopiecznych Henryka Kasperczaka z drugą z rzymskich ekip. A nazwisko 'Lubański' zastąpione zostanie 'Żurawski', który w Pucharze UEFA 2002/2003 w 10 spotkaniach, ustrzelił 10 bramek i do końca liczył się w batalii o tytuł króla strzelców rozgrywek.
>>>Lazio zlekceważy warszawian?
Pierwsze spotkanie rozegrano w Rzymie. Wisła targana była problemami. Z kontuzją zmagał się Żurawski i jego występ wahał się do ostatnich chwil. W końcu zagrał. Trafił dwa razy. Luca Marchegiani próbował interweniować, ale 'Żuraw' przy karnych był wówczas bezbłędny. Inna rzecz, że Włoch wcześniej dwukrotnie 'jedenastki' prokurował, bezmyślnie wpadając z całym impetem w szarżującego Kuźbę. Włosi po spotkaniu zachwycali się krakowskimi zawodnikami. Roberto Mancini - szkoleniowiec Lazio - jeszcze kilka lat później starał się pozyskać Kamila Kosowskiego, ale i tak najlepsze recenzje zebrał wówczas Paweł Strąk. Pomocnik Wisły nie miał wówczas skończonych 20 lat i nigdy więcej tak dobrze już nie zagrał.
Rewanż miał się odbyć 27 lutego. Lazio jednak zaprotestowało. Miało swoje powody. W Krakowie był stadion, pełne trybuny, piłkarze, sztab szkoleniowy, ale ktoś zapomniał o murawie. Tej odnaleźć było nie sposób. Zniszczona zimą, pozbawiona instalacji grzewczej przypominała raczej teren pod zabudowę, więc po protestach włoskiej strony UEFA przełożyła spotkanie na 5 marca. W Krakowie zawrzało: - Można było z powodzeniem grać na tej murawie. Roberto Mancini stanowczo jednak zaprzeczał, jakoby głównym powodem protestu był strach przed rozpędzającymi się krakowianami: - Skoro każą nam wracać do Krakowa, to wrócimy i wygramy!
>>>Brzyski zapowiada: wygramy! Albo przynajmniej się postaramy...
Wrócili. I przez kwadrans wydawało się, że niepotrzebnie. Takiego koncertu, jaki wówczas zaserwowała Wisła, nie widzieliśmy w wykonaniu polskiej drużyny już nigdy więcej. Lazio nie istniało. A krakowianie szturmowali bramkę Marchegianiego. Wydawało się, że piłkarze 'Białej Gwiazdy' nie kłamali i naprawdę idą po triumf w Pucharze UEFA. I wówczas stało się. Stuart Dougal - arbiter prowadzący spotkanie - złamał kostkę, a chwilowa przerwa wyraźnie wytrąciła z rytmu krakowian. Rzymianom to wystarczyło. Uspokoili grę, a Mariusz Jop dokończył dzieła. Biancocelesti wygrali 2:1 i to oni awansowali dalej. Dobrnęli do półfinału, a tam zmiażdżyło ich Porto, prowadzone przez nieznanego wówczas szkoleniowca. Facet nazywał się Jose Mourinho.