Kluczowe starcie
Już chwilę po zakończeniu ubiegłotygodniowego meczu pomiędzy Lechem a Hapoelem przy Bułgarskiej (0:0) było wiadomo, że rewanż w Izraelu będzie miał kluczowe znaczenie w kontekście awansu Lecha do kolejnej fazy rozgrywek. „Kolejorz” miał bowiem dwa punkty przewagi nad bezpośrednim rywalem, ewentualne zwycięstwo w Beer Szewie dawało mu zatem ogromny komfort przed ostatnimi dwoma meczami grupowymi. Wiadomo było jednak, że gospodarze nie sprzedadzą tanio skóry.
Fatalny arbiter i podział punktów
Gospodarze bardzo szybko objęli prowadzenie po bramce strzelonej przez Tomera Hemeda. Problem w tym, że rzut karny, który zamienił na gola, został odgwizdany w nieco kontrowersyjnych okolicznościach. Poznaniacy nie podłamali się jednak tym faktem i jeszcze przed przerwą – za sprawą Filipa Szymczaka – doprowadzili do wyrównania. Sędziujący ten mecz Ruddy Buquet prawdziwy popis nieudolności zaprezentował jednak na kwadrans przed zakończeniem spotkania. Właśnie wtedy we własnym polu karnym jeden z izraelskich obrońców ewidentnie zagrał piłkę ręką. Arbiter rodem z Francji nie uznał jednak za stosowne odgwizdywać rzutu karnego i nakazał zawodnikom grać dalej.
„Kolejorzowi” ostatecznie nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść i mecz zakończył się podziałem punktów. Nie jest to jednak zły wynik dla poznaniaków. Na dwie kolejki przed zakończeniem fazy grupowej mają oni bowiem dwa „oczka” przewagi nad Hapoelem oraz trzy nad Austrią Wiedeń. W kolejnych meczach Lecha czeka jeszcze wyjazdowe starcie z Austriakami oraz domowy mecz z pewnym już pierwszego miejsca Villarrealem.