Filip Marchwiński

i

Autor: Cyfrasport Filip Marchwiński strzela gola w meczu z Djurgardens

1/8 finału Ligi Konferencji

Lech w Sztokholmie zagra o ćwierćfinał europejskiego pucharu. A piłkarz Kolejorza ma już wymarzonego rywala w kolejnej rundzie [ROZMOWA SE]

2023-03-15 18:00

Dwubramkowa zaliczka, z jaką Lech wyjechał na rewanż z Djurgardens IF do Sztokholmu, jest w dużej mierze zasługą Filipa Marchwińskiego, który z zimną krwią w końcówce meczu przy Bułgarskiej wykorzystał doskonałą okazję bramkową. To było jego drugie trafienie w skandynawskiej siatce: wcześniej strzelił szalenie ważnego gola w dogrywce spotkania z Iskandczykami z Vikingura Reikjavik.

„Super Express”: - Porównując występy krajowe i międzynarodowe Lecha, trudno nie odnieść wrażenia, że puchary to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Zgadza się?

Filip Marchwiński: - Fakt. Fajnie jest reprezentować kraj w europejskich pucharach. Spisujemy się chyba nieźle, prawda?

- 2:0 to fajny wynik przed rewanżem. Wystarczy postawić kropkę nad „i”...

- Jedziemy do Sztokholmu z dwubramkową zaliczką, ale... niech żaden z kibiców nie myśli, że to będzie łatwy mecz i spokojnie awansujemy do ćwierćfinału. Mam pewność, że Djurgarden poprzeczkę zawiesi nam dużo wyżej, niż w Poznaniu; że ruszy na nas od pierwszego gwizdka. Dlatego trzeba będzie zagrać przede wszystkim mądrze.

- Wyjazdowy mecz z Bodo/Glimt pokazał, że akurat mądrze i wyrachowanie Lech grać potrafi!

- Być może wyniki czasami mogą kibiców zwodzić. Ale te wyjazdowe mecze w pucharach naprawdę są trudne. Gra się zupełnie inaczej niż w ekstraklasie.

- Mecz w Norwegii od tego domowego z Djurgarden dzieli przepaść, jeśli chodzi o wasz sposób gry. Takie były założenia?

- Wiedzieliśmy, że Bodo ma wielu świetnych technicznie zawodników, nie mogliśmy się tam otworzyć. Djurgarden z kolei sprawiało wrażenie, jakby przyjechało do Poznania tylko się bronić. Więc mogliśmy zagrać „naszą grę”.

- Puchary służą i Lechowi, i panu; w każdym razie lubi pan zdobywać bramki w meczach z drużynami ze Skandynawii. To wynik innego nastawienia mentalnego?

- Eee tam, raczej przypadku (śmiech), choć faktycznie jakoś trafiam do tych skandynawskich bramek... Prawdą też jest, że to jednak inne spotkania niż te ligowe, o inną stawkę. Nie trzeba się na nie dodatkowo mobilizować.

- Pan mówi o przypadku, a ja widziałem dużą pewność siebie w sytuacji, która dała wam gola na 2:0!

- Tak, czułem się dobrze, wchodząc na boisko. Wie pan, to fantastyczna sprawa, jak tego dnia popchnęli nas do przodu kibice! Pełny stadion, niesamowita atmosfera... Każdy wślizg, wygrana piłka, celne uderzenie – i od razu wielka nagroda w postaci oklasków. To potrafi człowieka ponieść.

- Co wasi „poznańscy Szwedzi” - Mikael Ishak, Jesper Karlström, Filip Dagerstahl - mówią na temat atmosfery rewanżu?

- Ostrzegają, że mimo porażki 0:2 w pierwszym meczu rywale na pewno nie zwątpili i pójdą po pełną pulę. A jak im jeszcze miejscowi kibice krzykną z trybun, to... będziemy musieli się pilnować, żeby szybko nie stracić bramki.

- Skóry na niedźwiedziu nie dzielimy, ale... ma pan już wymarzonego rywala w ewentualnym ćwierćfinale?

- Najfajniej byłoby zagrać z West Ham. Z Lazio też byłoby nieźle.

- Losowi może pan pomóc, zdobywając gola. Uda się?

- Niczego obiecuję, bo nie lubię takich obietnic składać. Jak dostanę szansę, będę się starał o bramkę. Ale najważniejszy jest interes drużyny.

Sonda
Czy Lech Poznań awansuje do 1/4 finału Ligi Konferencji Europy?
Listen to "SuperSport" on Spreaker.
Najnowsze