Kluczem do zwycięskiego remisu z Gaziantepsporem i awansu do 4. rundy eliminacji do Ligi Europejskiej była bardzo dobra gra Legii w defensywie. Bezbłędnie spisał się również Skaba.
- Bałem się, że Turcy będą groźniejsi - mówi nam Skaba. - Dobrze grali, ale przez naszą obronę nie byli w stanie się przedrzeć. W defensywie graliśmy perfekcyjnie - ocenia.
Skaba twierdzi, że wyeliminowanie Gaziantepsporu da legionistom pozytywnego kopa przed decydującymi o awansie meczami ze Spartakiem.
- Zrobiliśmy duży skok do przodu, bo wyeliminowaliśmy zespół, który był faworytem. Dla mnie ważne jest to, że zagraliśmy na zero z tyłu. To już mój trzeci mecz z rzędu bez wpuszczonej bramki - podkreśla Skaba, który na razie myśli jednak tylko o niedzielnym meczu z Cracovią.
- W ostatnim spotkaniu z nimi popełniłem błąd, który do dziś pamiętam. Będę robił wszystko, by tym razem nie mieć sobie nic do zarzucenia - zapowiada.
Przeczytaj koniecznie: Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk, wynik 2:1. Tomasz Frankowski bohaterem
Podczas meczów Legii Skaba łapie piłki, a w wolnym czasie coraz częściej... ryby. - Tylko tak potrafię wyciszyć się po meczu, odpocząć. Kiedy w dzieciństwie jeździłem do babci, biegaliśmy z bratem nad jeziorko i godzinami przesiadywaliśmy tam z wędkami. Ryb jednak nie lubię i jak jakąś złapię, to zaraz wypuszczam - zapewnia.
Największym krytykiem Skaby jest jego brat bliźniak Rafał, który pracuje w kopalni. - Jesteśmy identyczni. Koledzy witali się z Rafałem, a potem dziwili się, że ja jestem w tym samym czasie na boisku. Jak to bliźniaki wszystko robiliśmy podobnie. Kiedyś podczas treningu gimnastycznego nabiłem sobie siniaka na twarzy. Po kilku sekundach patrzę, a Rafał... też trzyma się za twarz! Problemów z rozpoznawaniem nas nie mieli tylko rodzice. A może oni też się pomylili i powinienem mieć na imię Rafał - śmieje się bramkarz Legii.