Nie raz i nie dwa zdarzało się, że przygoda polskich klubów z europejskimi pucharami kończyła się, nim na dobre się zaczęła. Ale takich obaw nie mieliśmy w przypadku pierwszej rundy eliminacji Ligi Europy w wykonaniu Lecha i Jagiellonii. Obie te drużyny w poprzednim sezonie ekstraklasy pokazały klasę i do ostatniej kolejki walczyły o mistrzostwo, a rywalizacja odpowiednio z FK Pelister i Dinamo Batumi miała być czystą formalnością.
"Kolejorz" sprawę załatwił już w meczu u siebie, gdzie wygrał aż 4:0. Na wyjeździe w Macedonii nie musiał się specjalnie wysilać, a i tak wygrał 3:0. Wynik dwumeczu 7:0 naprawdę robi wrażenie. Ale wicemistrzowie Polski nie wypadli dużo gorzej. W pierwszym starciu z gruzińskim rywalem wygrali na wyjeździe 1:0, a w rewanżu postawili kropkę nad "i" pewnie wygrywając 4:0.
W drugiej rundzie ani Lech ani Jagiellonia nie trafiły jeszcze na bardzo silnych rywali, ale wraz z rosnącą stawką spotkań rośnie też trudność. Zespół Nenada Bjelicy wylosował całkiem nieźle, bo teraz jego rywalem będzie czwarty zespół minionego sezonu ligi norweskiej, czyli FK Haugesund. Co ciekawe w tej drużynie gra brat nowego napastnika "Kolejorza" Christiana Gytkjaera - Frederik.
Trudniejsze zadanie czeka białostoczan. Ci zmierzą się z FK Gabala - wicemistrzem Azerbejdżanu i finalistą krajowego pucharu. To drużyna znana z europejskich boisk, bo w pucharach gra od 2014 roku, a w dwóch poprzednich sezonach występowała nawet w fazie grupowej Ligi Europy, gdzie mierzyła się z takimi ekipami jak Borussia Dortmund czy Anderlecht Bruksela. W drodze do tych rozgrywek postanowiła wyeliminować m.in. Lille czy Panathinaikos Ateny. Jagiellonia nie jest więc wcale oczywistym faworytem tego dwumeczu.