Mixed-zone stworzona była w miejscu siłowni i położona obok wyjścia do autokaru. Było nas tam czterech dziennikarzy z Polski, reszta – jak się już później dowiedziałem – nie została wpuszczona, bo przyszła już po zakończeniu konferencji. Z miejsca, w którym przebywaliśmy, doskonale widzieliśmy drzwi, przez które piłkarze przechodzili do autokaru. Do przejścia mieli jakieś dwa-trzy metry od drzwi do autokaru.
Część zawodników bez przeszkód przemieściła się do autokaru i zajęła miejsca. W pewnym momencie drzwi zamknięto i wszyscy usłyszeliśmy komunikat od ochroniarzy, że przejścia nie ma, bo na zewnątrz jest niebezpieczeństwo. Kiedy jeszcze drzwi były otwarte, nie widać było żadnego zagrożenia, było tylko kilka osób, które chciały sobie zrobić zdjęcia z piłkarzami.
„Traktujecie nas jak zwierzęta”
Kiedy zbliżał się czas odjazdu autokaru, piłkarze i członkowie sztabu Legii coraz częściej pytali, kiedy będą mogli dołączyć do reszty drużyny. Tłumaczyli, że chcą wrócić do hotelu. Razem z nami stało kilku piłkarzy Legii. Ochroniarze reagowali coraz bardziej nerwowo, zupełnie niewspółmiernie do zaistniałej sytuacji. Piłkarze domagali się wypuszczenia z budynku i odprowadzenia do autokaru, bo faktycznie trwało to już długo, a drużyna była wciąż rozdzielona. W pewnym momencie jeden z ochroniarzy, który stał obok samych drzwi, zaczął krzyczeć na jedną z osób ze sztabu Legii, która po raz kolejny zapytała kiedy będą mogli wyjść. To jeszcze bardziej podkręciło atmosferę, aż doszło do szarpaniny, do której dołączyli również piłkarze, broniąc swoich atakowanych kolegów. Josue krzyczał po angielsku: „Traktujecie nas jak zwierzęta”, natomiast nie widziałem, aby używał przemocy cielesnej. Wywiązała się awantura z ogromnym krzykiem i szarpaniną. W pewnym momencie jeden z ochroniarzy stojących po mojej lewej stronie przewrócił się i uderzył głową o ścianę, ale nie widziałem, co było tego powodem, ani czy ktoś go uderzył.
„Jestem prezesem tego klubu!”
Kiedy przepychanki ustały i wydawało się, że to już koniec, wyszliśmy już na zewnątrz. Wówczas pojawiła się policja uzbrojona w pałki i tarcze i zaczęła brutalnie wszystkich spychać.
Chciałem wyjść stamtąd, tłumacząc, że to nie mój autokar, że dziennikarze jadą innym. Nie pozwolono mi na to i wepchnięto z powrotem pod autokar piłkarzy. Stanąłem pod ścianą, obok mnie stał pan Dariusz Mioduski, który telefonem próbował nagrywać całe zamieszanie. Po chwili wytrącono mu z ręki telefon. Telefon spadł na ziemię, a kiedy pan Mioduski szedł go podnieść, brutalnie odepchnięto go na barierki. Dariusz Mioduski wyraźnie i kilka razy mówił po angielsku: „Jestem prezesem tego klubu!”, mówili to również ludzie ze sztabu. Nie przyniosło to żadnego skutku. Na moich oczach pan Mioduski został kilka razy mocno i brutalnie popchnięty za pomocą tarczy.
„Rasza, chcą ciebie”
Po chwili wraz z innym kolegą dziennikarzem zostaliśmy przechwyceni przez trenera Legii Warszawa Kostę Runjaicia, który zebrał wszystkich i kazał iść do autokaru wraz z piłkarzami, aby zapewnić nam bezpieczeństwo. W autokarze Legii spędziliśmy około 40 minut, ale nie mogliśmy odjechać. W pewnym momencie usłyszałem głosy piłkarzy z pierwszych rzędów: „Rasza, chcą ciebie”, chwilę później zdziwiony Radovan Pankov z końca autokaru poszedł na początek i wyszedł. Poszedł też Josue.
Jako dziennikarz z wieloletnim stażem obsługiwałem dziesiątki meczów klubowych i międzypaństwowych. Nigdy jednak nie widziałem czegoś takiego jak w Alkmaar. Skala brutalności policji była nie do uwierzenia i zupełnie niewspółmierna do sytuacji.
Przemysław Ofiara, "Super Express"