- Bardzo źle zagraliśmy, szczególnie w pierwszej połowie. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, kiedy znów trafi nam się taka okazja - mówił po meczu smętny pomocnik "Kolejorza" Ivan Djurdjevic (34 l.).
Od 20 lat polskie kluby odpadają z pucharów właśnie wiosną. Niestety, ta zła tradycja nie została przerwana w Bradze.
Dwa błędy, dwa gole
Najpierw po niepewnej interwencji Kotorowskiego Alan z kilku metrów dobił piłkę na 1:0 (8. min). Potem zawalił sprawę Bartosz Bosacki (36. min). - Nie ma co ukrywać. Ta druga bramka obciąża moje konto - po męsku przyznał kapitan Lecha. - Chciałem przyjąć piłkę, ta podskoczyła i stworzyłem szansę Sportingowi. Nie jest żadnym pocieszeniem, że bramka padła ze spalonego.
Przeczytaj koniecznie: Lech - Braga. Trener Domingos: Skończyło się sprawiedliwie
Faktycznie, szwedzki arbiter Strombergsson popełnił błąd, bo Lima strzelał z pozycji spalonej. - Pomylił się sędzia, ale to my zagraliśmy słaby mecz. Braga była od nas lepsza - mówił załamany Semir Stilić.
Dziwny pomysł Bakero
Obserwatorzy meczu byli zaskoczeni, widząc, że Stilić (rozgrywający pomocnik) w pierwszej połowie występował jako... wysunięty napastnik. - Grałem na tej pozycji dopiero drugi raz w życiu. Ale muszę robić to, czego oczekuje ode mnie trener - tłumaczył się Bośniak.
Eksperyment wymyślony przez Bakero okazał się niewypałem. Stilić przegrywał walkę z obrońcami gospodarzy, a grający na lewej pomocy etatowy napastnik Rudnevs był niewidoczny.
- Miała być stworzona specjalna strefa dla Rudnevsa, żeby wchodził z drugiej linii. Po analizie gry Bragi wiedzieliśmy bowiem, że ich linia obrony gra bardzo wysoko i nasz napastnik miał zaskakiwać ich, zmieniając pozycję - tłumaczył asystent Bakero Ryszard Kuźma.
Patrz też: Lech - Braga. Bramki, akcje - wideo, YouTube
5 cm od szczęścia
Dopiero w samej końcówce Lech zagrał znakomicie (chociaż grał bez Kikuta, który dostał czerwoną kartkę). I o dziwo, te kilka minut omal nie przesądziło awansu na korzyść "Kolejorza". Najpierw o 5 cm pomylił się Rudnevs, strzelając z kilku metrów (89. min). Minutę później Jakubowi Wilkowi omal nie wyszedł strzał życia. Niestety, jego strzał trafił w poprzeczkę.
- Lepiej strzelić nie mogłem, kilku centymetrów jednak zabrakło. W tym meczu nie byliśmy sobą, przeciwnik był do ogrania - ocenił Wilk.
Smętne to pocieszenie. Niestety, poznańska lokomotywa rozbiła się o skały otaczające stadion w Bradze.