W ubiegłym sezonie to on stał w bramce Rakowa we wszystkich meczach Pucharu Polski, łącznie z finałem na Stadionie Narodowym 2 maja. Dwa dni później... siedział już w szkolnej ławce, przystępując do matury z języka polskiego, a w kolejnych dniach – z innych przedmiotów. Kolejną odsłonę egzaminu dojrzałości – tym razem boiskową – zdaje właśnie w konfrontacjach ze Słowakami ze Spartaka. Zachowanie przez niego czystego konta w czwartkowym meczu daje gwarancję, że Raków wywalczy awans. Ale... kilka dni temu sztuka zagrania „na zero” się nie udała: Trelowski przepuścił gola, a jego drużyna przegrała 0:1 z Górnikiem.
„Super Express”: - Niepowodzenie z Zabrza długo siedziało z tyłu głowy?
Kacper Trelowski: - Nie. Owszem, trudny to był mecz, kosztował wiele sił, wiele emocji. Nie zaprezentowaliśmy tego poziomu, do jakiego przyzwyczailiśmy kibiców i samych siebie. Ale niejeden raz podnosiliśmy się skutecznie po takich porażkach. Jestem pewien, że w czwartek zagramy ze Spartakiem dużo lepiej i damy naszym kibicom sporo radości.
- 2:0 to niebezpieczny wynik – jak mawia selekcjoner?
- Zaliczka wypracowana w Trnawie to świetna sprawa, ale w Częstochowie wcale nie będzie łatwiej, niż na wyjeździe. Spartak podyktował nam w pierwszym meczu trudne warunki. To niebezpieczny rywal, dobrze zorganizowany w ataku. Trzeba będzie mocno popracować w defensywie.
- W samej końcówce meczu w Trnawie, atakowany przez jednego z rywali, zdecydował się pan na drybling. Była „suszarka” od trenera za niepotrzebne ryzyko?
- To był impuls. Zachowanie zupełnie spontaniczne i... zdecydowanie nieodpowiedzialne. Bury od trenera nie dostałem, bo wyszedłem z tego obronną ręką. Ale wiem, że nie powinienem sobie pozwalać na takie ryzyko. I pewnie więcej się nie powtórzy.
- Koledzy skomentowali tę młodzieńczą fantazję?
- Mieli trochę zabawy. A ja mam dystans do siebie w takich chwilach; wiem, że Donnarummą nie byłem przy tym zagraniu.
- Trudne jest życie nastolatka w szatni? Wciąż zbiera piłki po treningu?
- Akurat od tej tradycji nie ma odstępstwa. Piłki i resztę sprzętu noszę jak każdy młody zawodnik. Ale czasy, w których młodym bywało trudno w szatniach piłkarskich, już dawno minęły. Zresztą jestem już długo z chłopakami, mam – mimo 18 lat – jeden z najdłuższych staży w szatni. Dlatego dobrze mi się żyje w ekipie.
- Maturę w szkolnej ławie zdawał pan w maju. Potyczki ze Spartakiem, a potem – oby – ze Slavią czy Panathinaikosem to poważna matura boiskowa?
- Na pewno wielkie wydarzenie dla mnie. Kiedy zaczynałem przygodę, miałem marzenie o grze w europejskich pucharach. Skoro pojawiła się przede mną taka okazja już w wieku niespełna 19 lat, staram się czerpać pełnymi garściami tę szansę.
- A propos matury. Ponoć podchodził pan do niej ze średnią 5,1 na świadectwie z czwartej klasy?
- Chyba nawet ciut wyższą. Zaraz, szóstka była z WF oczywiście, z historii...
To nie są dobre chwile dla Rakowa. Bolesne wieści, kłopoty na wiele tygodni
- Humanista?
- Nie. Nie mam jakiegoś „przechyłu” w stronę przedmiotów humanistycznych. Matematyka też mi dobrze poszła.
- Ale dzięki dobrej historii ma pan pewnie „oko” u trenera Marka Papszuna, skoro on – zdaje się – był nauczycielem tego przedmiotu?
- Dawno temu... Nie wiem, jak dziś u niego z tą fascynacją historią. Wiem za to, że wiedzę piłkarską potrafi przekazywać wspaniale!
- Będzie kontynuacja edukacji?
- Oczywiście. Od razu po maturze zapisałem się na studia – na akademii Jana Długosza. Będę studiować wychowanie fizyczne w trybie dziennym. W innym mieście byłoby to niemożliwe do pogodzenia z profesjonalnymi treningami.
- Wróćmy do sportu. Wobec kontuzji Vladana Kovacevicia został pan pewniakiem do miejsca między słupkami bramki Rakowa. Jak to na pana działa mentalnie?
- Pewniakiem się nie czuję. Owszem, Vladan doznał urazu, więc jestem numerem jeden – teraz, w tym momencie. Muszę jednak być bardzo skupiony w każdym momencie, nie zawodzić drużyny w żadnym spotkaniu. Generalnie Vladan to bardzo dobry bramkarz, co wielokrotnie udowadniał. Każdy wspólny trening podnosi moje – ale jego też – umiejętności. Rywalizacja jest zdrowa: kiedy broni jeden, drugi go wspiera.
- Jest coś, czego pan mu trochę zazdrości?
- Umiejętności obrony karnych oczywiście!
- Już pan wie, na czym polega ten jego fenomen?
- Ma jakąś „czutkę”, nadzwyczajną intuicję. A może to po prostu świetne czytanie mowy ciała u egzekutora? Nie wiem, co to jest, ale... tego zazdroszczę.
- A pan – to pytanie być może istotne w kontekście pucharowej przygody Rakowa – ma swój sposób na karne?
- Tylko analiza. Każdy bramkarz powinien analizować potencjalnych wykonawców. To jest klucz do sukcesu przy karnym. Czasem trzeba posłuchać intuicji, ale podstawą jest wiedza.