„Super Express”: - Ciągnie pana do Polski – można zażartować.
Michal Gasparik: - No to tak by to wyglądało: rok w rok polski zespół w pucharach nam wpada...
- To dobrze czy źle? Bo rok temu w rozmowie z „Super Expressem” widział pan Lecha w roli faworyta, a potem zrobiliście megasensację.
- Nie wiem, czy dobrze, czy źle, ale… na pewno będzie trudno. Bo zawsze jest trudno w meczu z polskim rywalem. Ale cieszymy się, że będzie okazja zagrać przeciwko dobremu zespołowi, na pięknym stadionie i przy wielu tysiącach kibiców.
- Gracie z pierwszoligowcem, więc tym razem to wy jesteście faworytem, prawda?
- No chyba delikatnym faworytem jesteśmy. Ale przed pierwszym meczem powiem jasno: szanse są 50 na 50. My w pucharach zawsze jesteśmy silni u siebie. Spróbujemy wykorzystać atut naszego stadionu. Musimy zagrać ofensywnie. Musimy ryzykować, żeby wziąć ze sobą dobry wynik do Krakowa. Bo tam, pewnie przy pełnych trybunach, będzie bardzo trudno.
- Jaka lekcja z klęski Wisły w Wiedniu?
- Widziałem oba mecze Wisły z Rapidem, śledziłem system gry, ustawienie na boisku. Ale w tym momencie te spostrzeżenia były mniej istotne, bo po prostu po drugiej stronie miała strasznie mocny zespół, dużo lepszy niż Wisła i niż Spartak Trnawa, to zupełnie inna półka. Choć pamiętam mecz w Krakowie, w którym gospodarze prezentowali się dobrze, mieli parę okazji bramkowych.
- Ale rewanż był już katastrofą!
- Zwłaszcza pierwsza połowa. Ujawniła jednak – moim zdaniem – nie tyle słabość Wisły, ale raczej jakość Rapidu.
Trener Spartaka Trnawa zobaczył to w grze „Białej Gwiazdy”. Zgadzacie się z nim?
- Sporo zmian w kadrze Wisły latem. Mówi pan swoim chłopakom, że po drugiej stronie może nie być zgrania?
- Myślę, że w tych nowych piłkarzach jest sporo jakości i umiejętności. Ta drużyna nie gra jak pierwszoligowiec. Ona chce grać w piłkę, wyprowadzać akcje od bramkarza, przez środkowych obrońców; chce mieć posiadanie piłki. Generalny wniosek jest taki, że Wisła jest lepsza w ofensywie niż w defensywie. Kiedy prowadziła grę, kiedy się przy niej utrzymała, wyglądało to nieźle. Z drugiej strony - miała „otwarte okienka” w defensywie.
- Czyli nie pozwolić Wiśle grać piłką to metoda na wygraną Spartaka?
- Zawsze tak gramy w domu: wysoki pressing, duża aktywność w odbiorze piłki, wygrywanie pojedynków „jeden na jeden”.
- I bardzo ciężko Spartakowi strzelić bramkę. Macie cztery oficjalne mecze – w waszej ekstraklasie i w Lidze Konferencji - bez straconej bramki.
- Rzeczywiście. To niezły wynik, a jak się do tego dołoży 3:0 z FK Sarajewo, naprawdę ładnie to wygląda. Defensywę od dłuższego czasu mamy dobrą, w poprzednim sezonie była najlepsza w lidze. Nasz nowy bramkarz jeszcze nie dostał gola.
- No właśnie. Jak pan „wyczarował” Zigę Freliha?
- Może napędziło go… trochę szczęścia, jakie mieliśmy w pierwszym kwalifikacyjnym meczu w Sarajewie? A tak mówiąc poważnie: cała gra defensywna jest OK. Za to jest drobny problem w ofensywie. Dwa bezbramkowe remisy w krajowej lidze 0:0 niepokoją. Inna rzecz, że te spotkania mieliśmy pod kontrolą, zabrakło tylko zdobycia gola. Ale tłumaczę to sobie tym, że mamy sporo kontuzji. Dziewięciu-dziesięciu piłkarzy się z nimi boryka, z tego pięciu takich, którzy z pewnością graliby w pierwszej jedenastce, gdyby byli zdrowi.
- Za to zdrowy jest Michal Duriš. Bośniakom strzelił dwa gole!
- A ma już 36 lat! Dwie bramki zdobył i jest przygotowany na strzelanie kolejnych (śmiech).
- A propos strzelania. W czasie rocznej przygody z polską ekstraklasą zdobył pan trzy gole dla Górnika. Jednego – na stadionie Wisły! Pamięta go pan?
- Oczywiście. Z prawej nogi, z 15 metrów. Błąd wtedy zrobił grający na prawej stronie krakowskiej obrony Erik Cikoš – na co dzień mój przyjaciel. A ja z tego skorzystałem. Oby teraz któryś z moich chłopaków też strzelił Wiśle bramkę!
Listen on Spreaker.