Mecz Rangers FC – Legia w IV (i ostatniej) rundzie kwalifikacji do Ligi Europy urasta do miana najważniejszego spotkania warszawskiego zespołu w tym sezonie (w pierwszym meczu padł bezbramkowy remis). Warszawianie walczą nie tylko o sukces sportowy, ale również o wielką kasę – do wyjęcia za grę w fazie grupowej jest 3 mln euro (nie licząc ewentualnych premii za zwycięstwa i remisy w rozgrywkach).
Przed tym meczem najwięcej mówi się o rywalizacji napastników o miejsce w składzie Legii. Do dyspozycji jest w tej chwili trzech – Sandro Kulenović, Carlitos i Jarosław Niezgoda. Trener Vuković uporczywie stawia na tego pierwszego. Wbrew kibicom, statystyce i niekiedy – wydaje się – wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Wszystko wskazuje na to, że mecz w pierwszym składzie rozpocznie rozpocznie Kulenović, a w drugiej połowie swoją szansę dostanie Niezgoda.
- Jarek bardzo dobrze potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. To bardzo ważna umiejętność u atakującego. Będziemy musieli zdecydować, czy lepsze dla nas będzie wpuszczenie go z ławki, czy od początku. Podejmiemy decyzję przed meczem – powiedział trener Vuković.
Również sam Niezgoda nie jest do końca przekonany, czy podoła grze od pierwszej minuty.
- Nie wiem, czy dałbym sobie szansę od pierwszej minuty. Nie grałem od dłuższego czasu, więc trudno ocenić, jak mój organizm zareagowałby na występy co trzy dni. Nie jestem w takim rytmie – powiedział Niezgoda.
Ani Kulenovicia, ani Niezgody nie bronią niestety statystyki. Chorwat w tym sezonie ligowym strzelił tylko jednego gola (w przegranym 1:2 meczu z Pogonią Szczecin), a Niezgoda choć w meczu z ŁKS dwa razy trafił do siatki, to wcześniej miał 480-dniową przerwę w strzelaniu. W sumie Niezgoda strzelił w lidze dla Legii 15 goli, a Kulenović – 5. Z kolei trzeci z napastników, Carlitos, jest na wylocie z Legii. Jeśli sprawa jego transferu do jednego z arabskich klubów nabierze przyspieszenia, niewykluczone, że nie poleci z drużyną do Glasgow.