"Super Express": - Wystarczyło, że w rewanżu zamurowaliście bramkę, a Legia była bezradna.
Iwan Majewskij: - Mając przewagę dwóch goli, nie musieliśmy ciągle atakować. Legia zagrała dziś o wiele lepiej niż w Astanie, dlatego nie mogliśmy się odsłonić. Ale nie było też tak, że całą drużyną tylko ustawiliśmy się pod swoją bramką, żeby wybijać piłkę. Czekaliśmy, aż w końcu Polacy pójdą większą liczbą zawodników do przodu, a wtedy my skontrujemy.
- O wyniku dwumeczu zdecydował gol na 3:1 zdobyty przez was w doliczonym czasie pierwszego meczu?
- Zdecydowanie. Ta bramka była kluczowa. Wykorzystaliśmy błąd przeciwników, ale już wcześniej mogliśmy strzelić jeszcze kilka goli, bo u siebie byliśmy zdecydowanie lepsi.
- Legia, z którą rywalizowaliście w eliminacjach Ligi Mistrzów, to mocniejsza drużyna niż ta, którą zapamiętałeś z gry w Ekstraklasie?
- Inna. W pierwszym meczu byłem zaskoczony, że zaprezentowali się słabo, ale w rewanżu mocno nas przycisnęli. Trener podkreślał, że mają w swoich szeregach bardzo dobrych technicznie, kreatywnych zawodników. Mnie szczególnie dali się we znaki Guilherme i Moulin. Obaj przydaliby się u nas.
- Wypromowałeś się w Zawiszy i wyjechałeś z Polski. Nie miałeś propozycji z klubów Ekstraklasy?
- Było zainteresowanie, ale nie z tych klubów, do których chciałbym trafić. Miałem ofertę z Pogoni Szczecin, niedawno pytała o mnie Jagiellonia. Gdyby zgłosiła się Legia, pewnie bym nie odmówił.
- Może teraz, po tym jak strzeliłeś mistrzom Polski gola i byłeś jednym z najlepszych zawodników Astany, ktoś z Warszawy się odezwie?
- Mam jeszcze półtora roku ważny kontrakt z Astaną, ale Legia to firma. Zawsze można rozmawiać.