„Super Express”: - Porażka musi boleć, bo nie byliście gorsi od Duńczyków. Co zawiodło?
Fran Tudor: - Skuteczność i… odwaga. Zwłaszcza w pierwszej połowie broniliśmy się ze zbyt wielkim respektem. Kopenhaga nie okazała się tak straszna, jak mogłaby na to wskazywać nasza gra przed przerwą.
- Wściekł się pan na sędziów VAR widząc na jakiej podstawie anulowali waszą bramkę?
- To jest piłka nożna, a w niej, a więc i w życiu piłkarza, czasem ważne są centymetry. Centymetry zdecydowały o tym, że kiedy Sonny w meczu z Karabachem strzelił na 3:2, bramkarz nie sięgnął piłki. Teraz, przy spalonym Milana Rundicia, centymetrów zabrakło, by ta bramka została uznana.
- Na trybunach kibicowało wam ponad 11 tysięcy widzów. Jak się czuliście w Sosnowcu?
- Kibice byli super. Ale… zostaje żal, że nie mogliśmy grać w Częstochowie. Czuliśmy się w Sosnowcu jak na boisku neutralnym. Sądzę, że u nas wynik mógłby być inny.
- Weekend w lidze macie wolny, można myśleć tylko o rewanżu w Kopenhadze. Jakie refleksje?
- Zaraz po końcowym gwizdku, jeszcze na boisku w Sosnowcu, mieliśmy poczucie, że wciąż mamy szansę na awans do fazy grupowej. Nic się nie kończy, mamy jeszcze 90 minut. Głowy w górę, możemy pokazać, że jesteśmy drużyną lepszą od duńskiego rywala.
- Jak zagrać, by to się udało?
- Potrzeba nam więcej odpowiedzialności z piłką przy nodze i więcej brania gry na siebie.
- W stolicy Danii nie wygrała w ubiegłym sezonie ani Borussia, ani Manchester City…
- Więc może uda się Rakowowi? Mam duży szacunek dla FC Kopenhaga, ale moim zdaniem Karabach Agdam to lepsza od niej drużyna. A jemu daliśmy radę.