Radosław Gilewicz

i

Autor: cyfrasport Radosław Gilewicz

Półfinały Champions League

Liga Mistrzów na ostatniej prostej, ekspert życzyłby sobie szczególnego składu finału. Ma mocne argumenty na obronę swego zdania! [ROZMOWA SE]

2024-04-29 16:39

Najważniejsze klubowe rozgrywki na Starym Kontynencie wchodzą w decydującą fazę. W czołowej czwórce Champions League brak tym razem klubu angielskiego, co jest wielką niespodzianką. Aż dwóch przedstawicieli ma za to Bundesliga. Zarówno w przypadku Bayernu Monachium (we wtorek o 21 podejmie Real Madryt), jak i Borussii Dortmund (w środę o 21 zagra z Paris St. Germain) trzeba mówić o niepowodzeniu w rozgrywkach krajowych. - Ale w pucharach mają zupełnie inną twarz – przypomina Radosław Gilewicz, eksreprezentant Polski, dziś komentator stacji Viaplay.

„Super Express”: - Bayern się pozbiera na finisz Ligi Mistrzów?

Radosław Gilewicz: - Dla Bayernu ten finisz to faktycznie trochę „ratowanie sezonu”. Ale jeśli już ktoś jest w półfinale Champions League, to trzeba próbować z tego faktu wyciągnąć maksimum. Owszem, Bayern to od dłuższego już czasu FC Hollywood, a piątkowa wypowiedź Uliego Hoenessa (zarzucił trenerowi Thomasowi Tuchelowi m.in. niechęć do stawiania na młodych zawodników – dop. aut.) tylko dolała oliwy do ognia i zaszkodziła – moim zdaniem – przygotowaniom do meczu z Realem. Ale Bawarczycy – po oddaniu mistrzostwa i po serii rozstań z Ligą Mistrzów w ćwierćfinałach – na brak motywacji do odniesienia sukcesu w tych rozgrywkach nie mogą narzekać. Są wręcz zmuszeni do tego, by to zrobić. Tym bardziej, że – według ostatnich doniesień – jest duża szansa na występ m.in. Jamala Musiali i Leroya Sane. A to olbrzymie wzmocnienie Bayernu. Co prawda mamy przed sobą EURO 2024, ale na tym etapie sezonu – i na tym etapie tak ważnych rozgrywek – już się nie kalkuluje. W ruch idą wszystkie środki przeciwbólowe (śmiech).

- Wyrzucenie przez Real za burtę rozgrywek „Obywateli” z Manchesteru budzi jednak wielki szacunek.

- Oczywiście. Ale Bayern jest – i zawsze będzie - wielkim klubem. Na żadnym etapie Ligi Mistrzów nie ma zbyt wielu chętnych do gry z monachijczykami. Pamiętam choćby dokument o Manchesterze City, w którym Jack Grealish mówi, że mecz na Allianz Arenie to ogromne wyzwanie. I to jest prawda, bo – po pierwsze – Bayern u siebie nie przegrywa, po drugie – w tym sezonie ma w Lidze Mistrzów twarz zupełnie odmienną od tej z Bundesligi, w czym zresztą widzę podobieństwo do Borussii (w środę w drugim półfinale podejmie PSG – dop. aut.).

- Być może, ale – mówiąc nieco przekornie – Bawarczycy muszą uporać się z „klątwą Kane’a”, który jeszcze żadnego wielkiego klubowego trofeum w karierze nie wygrał!

- Patrząc na to, jak Harry Kane pracuje dla zespołu, nie mam wątpliwości, że w Bayernie pójdą „wszystkie ręce na pokład”, by nie miał kolejnego stempelka na tej feralnej liście… Bayern, owszem, nie jest dziś zespołem stabilnym, ale wskutek tego jest też nieobliczalny. Nie pozbawiam go szans w rywalizacji z Realem, oceniłbym je „50 na 50”. Hiszpanie mają swoje problemy z grą defensywną, a Tuchel nie bez powodu mówi, że już wie, iż Serge Gnabry wróci i strzeli „Królewskim” gola. Wygrana Bayernu nie jest nierealna. Na takim poziomie rozgrywek o wyniku decydują bardzo drobne detale: dyspozycja dnia, forma poszczególnych zawodników, zdrowie.

- „Ratowanie sezonu” to także dobre określenie w stosunku do Borussii Dortmund?

- Uratowany, choć nie tak to miało wyglądać. Pamiętamy końcówkę poprzedniego sezonu, i tytuł mistrzowski oddany na własne życzenie, w ostatniej kolejce. Teraz nawet nie uda się być drugą siłą w Bundeslidze. Z dortmundzkiego punktu widzenia najważniejsze jest więc to, że udało się zrealizować cel minimum, czyli zapewnić sobie start w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie – bo nawet piąte miejsce, jak wynika z obliczeń niemieckich, starczy na ten awans.

- A zatem ewentualny triumf w Champions League byłby „wisienką na torcie”, wartością dodaną?

- TaK. A czy to realne? - zapyta pan pewnie. Borussia to też ekipa o dwóch twarzach. Chimeryczna w krajowych rozgrywkach, choć już ciut solidniejsza wiosną niż jesienią. A w Lidze Mistrzów – pełna kontrola! Wszystko poukładane, awans z pierwszego miejsca w arcytrudnej grupie (PSG, Newcastle, Milan – dop. aut.). W tle zaś – zmiany w strukturach klubowych; od 1 maja dyrektorem zarządzającym ds. sportu zostaje przecież Lars Ricken. Starsi panowie – Hans-Joachim Watzke w BVB, ale i Uli Hoeness w Bayernie – powoli oddają pozycje, w ich miejsce wchodzi młodzież. Rozpoczyna się budowanie nowej historii.

- Weekendowym wynikiem ligowym Borussii jej kibice powinni się martwić?

- Komentowałem mecz RB Lipsk – Borussia (4:1 – dop. aut.) z Mateuszem Borkiem i… byłem bardzo rozczarowany. „Mati” stawiał na gospodarzy, ja na gości – a popłynęli strasznie. 25 minut było niezłe, potem wyglądało to fatalnie. Ale… Bayern kilka tygodni wcześniej w koszmarnym stylu przegrał 2:3 z Heidenheim w lidze, a potem zagrał bardzo dobre spotkanie z Arsenalem. Może więc będzie podobnie w przypadku Borusii i jej rywalizacji z Paris St. Germain?

- Jest tylko jedno „ale”: trzeba zatrzymać Kyliana Mbappe. To klucz do sukcesu?

- Tak. Wiemy wszyscy, jak PSG gra, jak bardzo jest od niego uzależniony. Pytanie, czy wiemy, jak go powstrzymać…

- Jeszcze polski akcent – a może „akcencik”. Rozumiem, że nasi kibice nie powinni sobie robić nadziei na zobaczenie na murawie Marcela Lotki, trzeciego bramkarza Borussii?

- No nie, zdecydowanie nie… Niestety… Mamy trochę rodzynków porozrzucanych w różnych klubach i krajach, mających od czasu do czasu swoje – dosłownie – pięć minut w Lidze Mistrzów, ale ogólnie powodów do radości nam brak. Nie pograł Piotrek Zieliński, odpadł w ćwierćfinale Robert Lewandowski. Z zazdrością spoglądam choćby na naszych grupowych rywali w finałach EURO, czyli Austriaków. Paru ich i w Bayernie, i w Borussii; a takiej formy, jaką ma Marcel Sabitzer, życzyłbym każdemu z naszych reprezentantów.

- No to na koniec już całkiem bezpośrednio powróżmy z fusów: kto zagra w finale?

- Ze sportowego punktu widzenia Niemcy mają wielką radość. Wszyscy wspominają Londyn 2013 i wielki finał Ligi Mistrzów: Bayern – Borussia. A skoro ja na co dzień jestem przy Bundeslidze, to zaryzykuję i pójdę pod prąd eksperckim przewidywaniom i też postawię na finał Bayern – Borussia. Swoją drogą jakiś miesiąc temu leciałem do Dortmundu samolotem z Katowic; blisko połowę pasażerów stanowili polscy BVB, z fanklubów z różnych miejsc w kraju – o czym świadczyły ich koszulki. Jak widać stara miłość – z czasów polskiego tria w Borussii – nie rdzewieje…

Sonda
Kto wygra Ligę Mistrzów w sezonie 2023/24?
Najnowsze