LIVERPOOL - AS ROMA 5:2 (2:0)
Bramki: Mohamed Salah 36, 45, Sadio Mane 56, Roberto Firmino 61, 69 - Edin Dzeko 81, Diego Perotti 85 (k)
Żółte kartki: Trent Alexander-Arnold, Dejan Lovren, Jordan Henderson - Juan Jesus, Federico Fazio
Liverpool: Karius - Alexander-Arnold, Lovren, Van Dijk, Robertson - Henderson, Milner, Oxlade-Chamberlain (18. Wijnaldum) - Salah (75. Ings), Firmino (90+3. Klavan), Mane
Roma: Alisson - Fazio, Manolas, Jesus (67. Perotti) - Florenzi, De Rossi (67. Gonalons), Strootman, Kolarov - Under (46. Schick), Dzeko, Nainggolan
We wtorkowy wieczór na Anfield Road Liverpool przypominał dobrze zaprogramowaną maszynę, która potrzebuje czasu, by wejść na odpowiednie obroty. W pierwszej fazie meczu gra była wyrównana. The Reds podeszli z respektem do rywala, a rzymianie udowadniali, że pojawili się w Merseyside, by wypracować sobie zaliczkę przed rewanżem.
Podopieczni Juergena Kloppa rozkręcali się z minuty na minutę. Gdzieś pomiędzy kolejnym strzałem z dystansu i następnym dośrodkowaniem, gospodarze zostali zmuszeni do obrony. Po rzucie rożnym piłka trafiła pod nogi Aleksandara Kolarova, a ten huknął z dystansu i był bliski szczęścia, bo ostatecznie piłka wylądowała na poprzeczce.
The Reds nie zboczyli ze swojego kursu. Konsekwentnie wrzucali kolejne biegi, aż złapali właściwy rytm. Była 29. minuta i w przeciągu kilkudziesięciu sekund dwukrotnie na listę strzelców mógł się wpisać Sadio Mane. Senegalczyk biegł sam na sam z Alissonem, lecz finalnie przeniósł piłkę nad poprzeczką. Po chwili znów spudłował przy strzale z półobrotu.
Chwilę później przymierzył lewą nogą Mohamed Salah i gdyby nie dobra postawa Alissona, byłoby 1:0. Swoich sił spróbował także Roberto Firmino, ale i ze strzałem Brazylijczyka poradził sobie bramkarz Romy. Kolega Łukasza Skorupskiego nie dał rady w 34. minucie, kiedy Mane wpakował piłkę do siatki, ale wówczas uratował go arbiter, który zauważył pozycję spaloną Senegalczyka.
Dwie minuty po nieuznanym golu odwrotu już nie było. Salahowi zostawiono za dużo miejsca w polu karnym. Egipcjanin huknął z lewej nogi, piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki. Anfield eksplodowało z radości.
Liverpool nie zwolnił, wręcz przeciwnie. Kontynuował swoją grę i zatrzymał się dopiero po gwizdku, który oznaczał przerwę. Chwilę przed nim gospodarze zdążyli podwyższyć wynik. Firmino zagrał do Salaha, a ten w pojedynku z Alissonem zdecydował się na delikatną "podcinkę". To był strzał w dziesiątkę, bo piłka pofrunęła nad bramkarzem i wpadła do siatki.
Jeśli Roma spodziewała się, że przerwa zatrzyma maszynę z Liverpoolu, tuż po zmianie stron, przekonała się, że The Reds wciąż operują na wysokich obrotach. W 56. minucie Salah wpadł w pole karne, wyptrzył Mane i dostarczył mu piłkę, a Senegalczyk tym razem się nie pomylił i było 3:0. Pięć minut później Alisson znów wyjmował piłkę z siatki. Salah ograł Jesusa, posłał podanie wzdłuż bramki, a tam niepilnowany stał Firmino i dokładnie wiedział, co zrobić w tej sytuacji.
W 69. minucie Brazylijczyk wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i głową skierował piłkę do siatki. 5:0. Prawdziwy pogrom. Wydawało się, że losy awansu są przesądzone. The Reds rozpędzili się na dobre i nie zamierzali zatrzymywać. W maszynie Juergena Kloppa wszystko działało według instrukcji. Roma nastomiast była tylko tłem i to słabo widocznym. Można było odnieść wrażenie, że Włochów jest dwa razy mniej na boisku, bo nie pokazywali nic dobrego ani w ofensywie, ani w obronie.
Kiedy fani Liverpoolu snuli marzenia o kijowskim finale, długą piłkę za plecy obrońców Radja Nainggolan. Nie przeciął podania Dejan Lovren, więc piłkę opanował Edin Dzeko i ze stoickim spokojem pokonał Lorisa Kariusa. Rzymianie uwierzyli, że jeszcze nie wszystko stracone i poszli za ciosem. Liverpoolska maszyna zbyt szybko przerwała pracę. W 85. minucie James Milner zagrał ręką w polu karnym, Felix Brych przyznał jedenastkę, a ta została zamieniona na gola przez Diego Perottiego.
Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 5:2 i entuzjazm w szeregach Liverpoolu znacznie zmalał. Roma potrzebuje zwycięstwa różnicą trzech goli (3:0, 4:1) do awansu, czyli znajduje się w dokładnie takiej samej sytuacji, jak przed rewanżem z Barceloną. The Reds świetnie znają historię Dumy Katalonii i mają świadomość, że Roma każdy awans w fazie pucharowej zapewniała sobie poprzez odrobienie strat z pierwszego meczu. Na Stadio Olimpico Liverpool musi zagrać tak jakby potrzebował zwycięstwa, bo w przeciwnym razie wiara i nadzieja rzymian, a także pomoc ze strony krewkiej publiczności, może raz jeszcze wznieść na wyżyny drużynę Eusebio di Francesco. A wtedy wydarzyć się może dosłownie wszystko!
Sprawdź wyniki sportowe na żywo. Tabele i statystyki.
Cały sport w jednym miejscu