„Super Express”: - Przebieg meczu w Dortmundzie, a zwłaszcza jego wynik, pozwala kibicom Borussii na optymizm?
Łukasz Piszczek: - Miałem okazję oglądać spotkanie w Dortmundzie – bardzo dobre w wykonaniu gospodarzy - na żywo. Borussia dobrze się broniła, neutralizowała próby PSG; ale i dobrze się prezentowała posiadając piłkę. A bramkę zdobyła po świetnym podaniu za linię obrony paryżan.
- PSG nie zdołało strzelić gola, co zdarza mu się bardzo rzadko.
- Zawodnicy PSG mieli świadomość, na jak trudnym terenie przyszło im grać, i… jakby nie do końca byli sobą – takie miałem wrażenie. Ale rewanż będzie dla Borussii dużo trudniejszy. Mówię to z własnego doświadczenia: krótko przed pandemią (wiosna 2020, 1/8 finału – dop. aut.) miałem okazję mierzyć się z PSG w Lidze Mistrzów. Pierwszy mecz wygraliśmy 2:1, jechaliśmy do Paryża ze skromną zaliczką i z… nadzieją, ale przegraliśmy 0:2. Kylian Mbappe, Ousmane Dembele, Randal Kolo Muani – ich forma dnia będzie wyższa niż w Dortmundzie. Mam nadzieję, że Borussia przetrzyma ciężkie chwile, jakie niewątpliwie w tym meczu będą. I trzeba będzie wykorzystać te szanse, które się nadarzą.
- To będzie już czwarte w tym sezonie starcie obu drużyn w Champions League.
- Owszem. W pierwszym meczu grupowym PSG mocno zdominowało Borussię, ale dwa kolejne spotkania – te w Dortmundzie – wyglądały już dla niej dużo lepiej. Trzymam kciuki, żeby to wtorkowe (godz. 21.00 - dop. aut.) było równie dobre. Marzy mi się Borussia w finale.
- Ebi Smolarek w rozmowie z „SE” typuje bezbramkowy remis w rewanżu. To realny scenariusz, czy Borussia jednak będzie musiała coś strzelić w Paryżu, by awansować?
- Myślę, że PSG bramkę strzeli. Ale Borussia w ostatnich tygodniach – wyjąwszy ligowe spotkanie z RB Lipsk – też jest w niezłej formie. Plan na rewanż – i na zdobycie w nim gola – z pewnością w Dortmundzie jest.
- Paryżanie w weekend odpoczywali. To może mieć znaczenie?
- Oni przełożyli sobie mecz ligowy, Borussia nie. Za to wystawiła niemal całą nową jedenastkę, co dało znakomity efekt (5:1 z Augsburgiem – dop. aut), jeszcze wzmacniający „mental”. Ten dzisiejszy mecz to dla Borussii tak naprawdę przedwczesny finał. Jeżeli „przepchnie” awans, zostanie jej jedno spotkanie do wielkiego triumfu. A w jednym meczu – niezależnie od tego, czy rywalem będzie Real, czy Bayern – na tym poziomie szanse zawsze dzielą się „pięćdziesiąt na pięćdziesiąt”.
- A którego rywala pan by wolał w tym ewentualnym finale?
- Powtórzenie rozgrywki sprzed 13 lat (Bayern w Londynie wygrał z Borussią 3:1, w jej szeregach zagrało polskie trio – dop. aut.) byłoby ciekawym zatoczeniem koła przez historię. Więc mocno ściskam kciuki za taki zestaw finałowy, choć zdaję sobie sprawę, że czekające nas rewanże półfinałowe będą starciami „na żyletki”. Mały niuans może zdecydować o tym, kto zagra w wielkim finale.
- Fakt, że Borussia kończy rozgrywki ligowe poza podium, wzmaga „żądzę rewanżu” w Lidze Mistrzów?
- Sezon w Bundeslidze faktycznie Borussii nie wyszedł, piąte miejsce nie jest tym, w które celowano. Przez lata to Borussia była przecież głównym konkurentem Bayernu do mistrzostwa. Wynik ligowy nikogo nie zadowala, latem mogą być w klubie duże zmiany. Ale… jak się gra w półfinale Champions League, wszystko inne schodzi na dalszy plan.
- A zapowiedź pożegnania Marco Reusa z klubem może być dodatkowym impulsem dla jego kolegów?
- Oczywiście kariera Marca to fajna historia. Jest wybitnym zawodnikiem, legendą Borussii, przyczynił się do wielu goli, asyst, trofeów. Jego statystyki krążą po Internecie: kiedy był zdrowy, wykręcał niesamowite liczby. Cieszę się, że tyle lat mogłem z nim grać. I być może dla chłopaków z Borussii będzie to maleńki plusik w rubryce „motywacja”. Ale będąc w półfinale Ligi Mistrzów, naprawdę nie potrzebujesz żadnych innych bodźców. Wystarczy sama świadomość, że po 11 latach znów mogą zaprowadzić swój klub do finału.