„Super Express”: - Wierzył pan w sukces Rakowa w Limassol?
Jerzy Brzęczek: - Wierzyłem. Nawet wtedy, kiedy przed przerwą Raków grał przede wszystkim o przetrwanie!
- Myśli pan, że owo „cierpienie” – jak mawia Dawid Szwarga - w pierwszej połowie było założone?
- Mogło być w tym trochę strategii, biorąc pod uwagę warunki pogodowe. Strategii skutecznej, bo w końcówce to raczej Aris nie był w stanie włączyć wyższego biegu i przeprowadzać falowych ataków. Tak, to była perfekcyjna decyzja taktyczna. A taktyka to ten element, w którym Raków cały czas się rozwija. I to jest piękne!
- Zna pan od lat właściciela, Michała Świerczewskiego. Co się dziś dzieje w jego głowie? To oddech ulgi czy... już myślenie na rok do przodu?
- On nigdy nie będzie się zadowalać tym, co ma. Już spełnił marzenie, bo Raków na pewno zagra w fazie grupowej pucharów. Ale zespół powalczy o Ligę Mistrzów i – moim zdaniem – się w niej znajdzie! A co do Michała to jestem pewien, że już patrzy daleko w przód, „za horyzont”.
- Kiedy rozmawialiśmy o Rakowie jeszcze przed „przyklepaniem” przez niego tytułu mistrzowskiego, wskazał pan Frana Tudora jako piłkarza absolutnie bezcennego dla drużyny. No i dziś Chorwat jest chyba jeszcze ważniejszy, niż wtedy?
- Dziś jest już powszechnie doceniany, bo robi spektakularne rzeczy, czyli strzela przepiękne bramki dające kolejne awanse. Ale generalnie to bardzo uniwersalny, wszechstronny zawodnik. Gość, który nie rzuca się w oczy, koncentruje się na swojej robocie i wykonuje ją doskonale. Potwierdzę: to arcyważna postać w Rakowie.
- Podobnie jak Vladan Kovacević!
- Bez dwóch zdań. Porównajmy mecze Pogoni w Gent i Rakowa w Limassol, i rolę bramkarzy naszych zespołów w tych spotkaniach. Europa nie wybacza błędów wynikających z braku doświadczenia czy „spalenia się” po wyjściu na boisko.
- Trzeba zrobić zatem wszystko, by go zatrzymać w Częstochowie, przynajmniej na fazę grupową?
- Łatwo powiedzieć… Oczywiście ewentualny awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów to duży zastrzyk środków dla Rakowa, ale wiele zależeć będzie od propozycji finansowej – dla klubu i dla samego Kovacevicia. Jeśli przyjdzie oferta z którejś z pięciu topowych lig europejskich, jej odrzucenie będzie dla niego bardzo trudne. Bo to i sportowy awans, i sportowe wyzwanie, któremu trudno się oprzeć.
- Kto dziś jest dla pana cichym, nieoczywistym bohaterem Rakowa u progu sezonu?
- Niesamowity w Limassol – pod względem pracy wykonywanej w defensywie i w ofensywie w najtrudniejszych momentach – był Jean Carlos. Odbierał piłkę, wracał, asekurował, a za chwilę włączał się na pełnym gazie w akcję zaczepną. Początek tej rundy po prostu ma znakomity.
- Kiedy patrzy pan na robotę wykonywaną przez Fabiana Piaseckiego i Łukasza Zwolińskiego, to uważa pan, że potrzeba Rakowowi jeszcze jednego człowieka na pozycję numer 9?
- Uzupełniają i wymieniają się wspaniale. Decyzja w tej kwestii należy oczywiście do władz klubu. Ja mogę tylko zauważyć, że większa rywalizacja to większy wybór i więcej opcji dla trenera.