Afera Football Leaks zostawiła ogromne piętno na władzach światowej piłki i najważniejszych osobach w największych klubach Europy. Grupa hakerów współpracowała z niemieckim "Der Spiegel", dzięki czemu mogła ujawnić szerokiemu gronu odbiorców liczne przekręty w piłce. Chodziło między innymi o ogromne nieścisłości finansowe, nadużycia podatkowe czy skandale obyczajowe. Na wszystkie sprawy istniały dowody. Futbolowe władze nie mogły patrzeć na to obojętnie, ponieważ kibice spodziewali się szeroko zakrojonych działań. Śledztwa wszczęto choćby między Manchesterowi City czy Paris Saint-Germain. To jednak nie koniec. Teraz spore problemy może mieć szef hakerskiej grupy - Portugalczyk Rui Pinto.
Jego problemy zaczęły się przed rokiem. We wrześniu 2018 roku postanowił włamać się do danych klubów ze swojego kraju. Problemy miały takie zespoły, jak: FC Porto, Benfica Lizbona czy Sporting. 30-letni internetowy włamywacz chciał na swoich działaniach nieźle zarobić. Zażądał pieniędzy od portugalskich ekip za zatuszowanie sprawy. Kilka miesięcy później - w styczniu tego roku - policja zatrzymała Rui Pinto w Budapeszcie po tym, jak wystawiono za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Funkcjonariusze przetransportowali hakera do ojczyzny, gdzie usłyszał zarzuty.
Prokuratura oskarża Rui Pinto o popełnienie 147 przestępstw. - Pan Pinto korzystał z różnych programów komputerowych i narzędzi cyfrowych celem nieautoryzowanego i anonimowego dostępu do systemów komputerowych lub skrzynek e-mailowych i usuwania z nich treści - powiedział przedstawiciel prokuratury. Chodzi głównie o nieuprawniony dostęp do danych i naruszanie tajemnicy umów handlowych. Haker utrzymuje, że nie powinien stanąć przed sądem, bo działał w interesie publicznym. Na razie nie jest znany termin pierwszej rozprawy.
Polecany artykuł: