Były świetny snajper klubów polskich, niemieckich i austriackich, reprezentant kraju, dziś w stacji Viaplay komentuje mecze Bundesligi. W sobotę z bliska oglądał kuriozalną porażkę Bawarczyków z ekipą Heidenheim. - Jeżeli prowadzisz 2:0 do przerwy, a po niej – wciąż mając w składzie jedenastu reprezentantów różnych krajów – dostajesz trzy gole i przegrywasz 2:3, to oznacza, że zespół jest w kompletnej rozsypce – tak Gilewicz w rozmowie z Super Expressem opisuje wrażenia z tego spotkania.
Mistrzowi Niemiec nie pomaga nawet fantastyczna forma strzelecka Harry’ego Kane’a (32 gole po 28 kolejkach wciąż pozwalają mu celować w rekord Roberta Lewandowskiego). - Widziałem w tym meczu, że i on nie wytrzymuje, czego dowodem sprzeczka z Thomase Müllerem. Frustracja, frustracja i jeszcze raz frustracja w Bayernie – analizuje nasz rozmówca. Zastrzega też jednak wyraźnie: - To wciąż jest drużyna, która może wejść na wysokie obroty.
Tym bardziej, że w Londynie zobaczyć możemy i Kingsleya Comana, i Leroya Sane na skrzydłach. Według klubowego komunikatu, wyleczyli już urazy. I któregoś z nich będzie musiał zatrzymać Kiwior. Polski obrońca, po świetnych dla siebie tygodniach w lutym i w marcu, dwa kwietniowe mecze ligowe kolegów oglądał z ławki. - Według przecieków, jakie do mnie docierają, ma zagrać – mówi nam jednak Radosław Gilewicz.
I zaciera ręce na myśl o jego występie przeciwko Bayernowi. - Grając przeciwko Comanowi czy Sane, a może Musiali, z ich szybkością, dynamiką i zwrotnością, Kuba będzie musiał wejść na jeszcze wyższy poziom niż w dotychczasowych grach – zaznacza Radosław Gilewicz.
- Będzie to dla niego wielkie wyzwanie, ale to nie znaczy, że stoi na straconej pozycji – podkreśla. I wskazuje faworyta dwumeczu. - Jest nim Arsenal. Choćby dlatego, że nie ma tych wewnętrznych problemów, z jakimi boryka się Bayern – podsumowuje nasz ekspert.
Początek meczu Arsenal – Bayern w ćwierćfinale Ligi Mistrzów – we wtorek o 21.00 w Londynie. Transmisja w Polsat Sport Premium 2.