- Ogromny sukces, po raz pierwszy od 36 lat Polska wyszła z grupy na mundialu.
Robert Lewandowski: - Nie wiem, czy szczęśliwa porażka to dobre określenie, ale to porażka, po której możemy być zadowoleni. We wcześniejszych meczach zdobyliśmy cztery punkty, strzeliliśmy gole. Musimy to doceniać. A kolejne spotkanie to będzie dla nas wielkie wyzwanie. Cieszmy się, że gramy z Francją, kolejnym faworytem do wygrania mundialu. Nie mamy już nic do stracenia.
- A jesteś zadowolony z gry, czy cel uświęca środki?
- Oczywiście, że z tego nie jestem zadowolony. Brakowało utrzymania piłki w środku pola, za szybko też straciliśmy bramkę po wyjściu na drugą połowę. To może nas nie podłamało, ale bardzo wybiło z rytmu. Styl gry jest do poprawy, bo jeśli chcemy stwarzać jakieś sytuacje, to musimy grać bardziej odważnie. Nie możemy się bać wychodzić do piłki. Ja w meczu z Argentyną grałem bardziej na pozycji 8, a nie 9. Ale to poświęcenie dla drużyny było warte. A jeśli chodzi o samo spotkanie to jest pole do analizy i dużej poprawy. Zdajemy sobie sprawę, z jakim przeciwnikiem będziemy grać, ale na podstawie meczu z Argentyną można będzie sobie zobaczyć, co nie funkcjonowało. Musimy podjąć większe ryzyko, a ta odwaga spowoduje, że nawet takie zespoły jak będą miały z nami problem.
- Miałeś lekką utarczkę z Messim pod koniec meczu. O co chodziło?
- Wiadomo, że Argentyna już kontrolowała spotkanie, więc to był fajny pojedynek. Bardziej jako smaczek można to traktować. Zamieniliśmy parę słów.
- Co mówiłeś Wojtkowi Szczęsnemu przed obroną rzutu karnego?
- Nic wielkiego (śmiech). Wojtek super to obronił, chyba czuł, że musi być na zero z tym karnym, jeśli sędzia gwizdnął. Obronić dwa karne na jednym turnieju to wielka sztuka i on tego dokonał. Dla mnie to na razie bramkarz turnieju. Fajnie by było, jakbyśmy dalej zaszli, wtedy miałby na to jeszcze większe szanse. Ale na koniec decydowało będzie kto najdalej zajdzie.
- Chyba pierwszy raz w życiu miałeś sytuację, że sprawa awansu rozstrzyga się nie po gwizdku, ale na drugim stadionie.
- Pierwszy raz też przeżyłem sytuację, że po porażce jest sukces. To było parę nerwowych minut. Wewnętrznie czułem, że ten awans będzie.