"Super Express": - Drugi raz z rzędu nie wyszedłeś w podstawowym składzie. Masz być w Hull dżokerem?
Kamil Grosicki: - W tych dwóch meczach graliśmy piątką obrońców, w tym dwóch pełniących rolę wahadłowych. Przy takiej taktyce nie było miejsca dla mnie. Oczywiście, że będę walczył o podstawowy skład w każdym meczu, bo stać mnie na to. Jednocześnie czuję, że są wymagania wobec mnie i muszę sobie z tym poradzić. Dostałem rower, więc muszę pedałować.
- Skąd bierze się ta presja?
- Angielskie media i kibice są wymagający. Podkreślają, że jestem jednym z najdroższych piłkarzy w historii klubu, kosztowałem 9 milionów euro i oczekują ode mnie więcej niż od innych. Liczą, że będę grał i strzelał tak jak w reprezentacji, czy też w Rennes.
- Z optymizmem spoglądasz w przyszłość?
- Czuję się w Hull coraz lepiej. Przeprowadziłem się z hotelu, gdzie mieszkałem 2 miesiące, do nowego domu. Mam przy sobie rodzinę i zupełnie inaczej wygląda moje życie.
- Zająłeś dom po Dusanie Kuciaku. Jest większy, niż miałeś we Francji?
- Większy i bardzo ładny. Przyda się, bo już jutro spodziewam się przyjazdu rodziców, siostry i syna, który chodzi do szkoły w Polsce, ale udało się go zwolnić. Obejrzą z trybun nasz mecz z Middlesbrough i zostaną na święta. Przez 2 tygodnie będzie pełna chata ludzi, a ja to lubię.
- Czyli Wielkanoc typowo polska?
- Tak, mama i żona zajmą się przygotowaniem świątecznego stołu. To fajny czas, gdy w okresie świąt gram mecze, a rodzina może przyjechać, żebyśmy byli razem. Będziemy świętować też pokonanie Czarnogóry. Sytuacja w grupie jest dobra i nie możemy jej zaprzepaścić.