W 1896 roku odbyły się pierwsze w historii nowożytne igrzyska olimpijskie, Henry Ford zbudował pierwszy prototyp własnego samochodu, a w Wielkiej Brytanii panowała królowa Wiktoria.
Wtedy też piłkarze Arsenalu przegrali 0:8 z Loughborough Town. Mecz, który odbył się 10 lat po założeniu londyńskiego klubu w ramach rozgrywek Division 2, do dziś figuruje w statystykach jako największa klęska "Kanonierów" w historii i spotkanie, w którym stracili najwięcej goli.
W niedzielę, po 115 latach, Wojciech Szczęsny i spółka wyrównali to drugie "osiągnięcie".
Najlepszy wśród najgorszych
Po klęsce z "Czerwonymi Diabłami" akurat do polskiego bramkarza można mieć najmniejsze pretensje.
Szczęsny przy straconych golach nie zawinił (może z wyjątkiem jednego), a do tego kilka razy uchronił zespół przed jeszcze większą katastrofą. W zgodnej opinii angielskich mediów był najlepszym albo jednym z najlepszych piłkarzy Arsenalu, ale nie zmienia to faktu, że za nim to fatalne upokorzenie też będzie się ciągnąć.
- Czujemy się fatalnie. Mogę tylko przeprosić fanów za tę klęskę, nikt nie chce oglądać swojej drużyny rozszarpywanej na strzępy - mówi menedżer Arsene Wenger.
- Byliśmy słabi, a Manchester United pokazał wielką klasę i surowo nas pokarał. To straszne upokorzenie, ale musimy się podnieść.
Sąsiedzi zza miedzy też polegli
Klęska Arsenalu nie była jedyną dotkliwą porażką drużyny z północnego Londynu w starciu z drużyną z Manchesteru w tej kolejce Premier League. Wcześniej Tottenham poległ 1:5 z Man City. Można zatem powiedzieć, że w rywalizacji Manchester - Londyn było... 13:3.