Dramaturgią, która towarzyszyła wczorajszemu meczowi, można obdzielić kilka innych meczów. Co kilkanaście minut padały niesamowite bramki, a w oszałamiającej końcówce piłkarze biegali tak, jakby spotkanie zaczęło się przed kilkoma minutami. Wprawdzie dwie bramki strzelił Darren Fletcher, ale to nie on był bohaterem meczu. Doliczony czas gry wykreował nowego - Michaela Owena.
Doliczony czas gry
A jeszcze w 90. minucie, gdy Craig Bellamy w niesamowity sposób pokonał Bena Fostera, wydawało się, że mecz skończy się remisem 3:3. Trener City, Mark Hughes, awanturował się z sędzią technicznym, że mecz powinien już się skończyć, gdy w szóstej (!) minucie doliczonego czasu gry z piłką wpadł w pole karne Owen. Po chwili było już 4:3.
Gol złotego dzieciaka
Były reprezentant Anglii pokazał, że za wcześnie go skreślono. Sir Alex Ferguson zebrał sporo krytyki za sprowadzenie Owena przed sezonem z Newcastle. Ale teraz obaj zamknęli usta wszystkim krytykom, a Owen - kiedyś ochrzczony złotym dzieckiem angielskiego futbolu - być może znów będzie gwiazdą reprezentacji Anglii.
Owen nie tylko dał trzy punkty Manchesterowi, ale być może uratował także skórę... Benowi Fosterowi. Dzięki jego bramce nikt nie będzie pamiętał klopsów golkipera "Czerwonych Diabłów". Foster najpierw skompromitował się przy golu Barry'ego (wdał się w drybling z Tevezem, który oczywiście przegrał), a potem popełnił błąd przy drugiej bramce Bellamy'ego. Ciągle kontuzjowany jest Edwin van der Sar. Może wreszcie do bramki United wskoczy Tomasz Kuszczak?