To był dziwny mecz. Goście z Manchesteru objęli prowadzenie już w 2. minucie (gol Balotellego), a potem przez pół godziny grali "w dziada" z bezradnymi rywalami. W 34. minucie Chelsea udało się jednak niespodziewanie wyrównać po golu Meirelesa, a po przerwie zaczął się dramat MC. Najpierw z boiska wyleciał Gael Clichy (w 58. min), a potem za zagranie ręką Lescotta sędzia podyktował rzut karny. Wykorzystał go Lampard (w 82. min).
- W pierwszej połowie powinniśmy strzelić ze trzy gole, a kiedy nie wykorzystujesz swoich szans, przegrywasz - powiedział Mancini, który miał duże pretensje do arbitra za niepodyktowanie karnego po rzekomym faulu na Sylvii w pierwszej połowie.