Yaya Toure od wielu lat pokazuje, że nie lubi szarości - dla niego coś jest albo czarne, albo białe, co zresztą widać zarówno po jego wypowiedziach, jak i po grze. Były pomocnik Barcelony potrafi przebiec całe boisko mijając kilku rywali i strzelając w okienko bramki, a za jakiś zanotować taki występ, jak ten w Lidze Mistrzów z Realem Madryt, w którym był najgorszy na murawie. Nie inaczej jest z jego zachowaniem poza boiskiem. Toure najwyrażniej lubi, gdy jest o nim głośno i ostatnio znów się o to postarał.
W rozmowie z dziennikarzami reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej przyznał, że gdy jeszcze grał w Barcelonie, o Manchesterze City nie słyszał praktycznie nic. Kiedy doszły do niego wieści, że klub z Etihad Stadium się nim interesuje, na początku był przekonany, że chodzi o rywala zza miedzy, czyli zespół United! - Dopiero mój agent powiedział mi, że chodzi o tę drużynę w niebieskich koszulkach. To niesamowite, że przez tyle lat City było w cieniu United - stwierdził Toure.
Kibice "The Citizens" pewnie nie byliby zadowoleni z takich słów pomocnika, ale to nie był jeszcze koniec - To było wielkie wyzwanie, ale przyszedłem tu tworzyć historię. I podjąłem dobry wybór - dodał. Po tym drobnym postscriptum fani ekipy z Etihad chyba jednak nie będą się specjalnie gniewać na swojego piłkarza. Ten jednak po raz kolejny udowodnił, że dla dziennikarzy jest idealnym źródłem czasem zabawnych, a czasem po prostu głupich wypowiedzi.