Ramos znaczy kapitan
Tym razem Sergio Ramos nie czekał do swojego ulubionego momentu – doliczonego czasu gry. Najwyraźniej nie wytrzymał ciśnienia i niecierpliwił się na tyle, że gola na wagę trzech punktów dla Realu Madryt zdobył już w 81. minucie. Kto by się jednak spodziewał, że w meczu z Realem Betis „Królewscy” zostaną zmuszeni do sięgnięcia po swoją broń ostateczną – główkę swojego kapitana? Ostatecznie jednak wygrali 2:1, wykorzystali potknięcie Barcelony i wskoczyli na pozycję lidera, ale kolejne trafienie Ramosa wywołało falę dyskusji na temat tego piłkarza. A raczej głos wielkiego podziwu. 30-latek dla „Los Blancos” zdobył już łącznie 71 goli (do tego dołożył dziesięć w kadrze) i tylko jeden z obrońców w historii klubu był od niego skuteczniejszy – legendarny Fernando Hierro. Do najczęściej strzelających defensorów w dziejach futbolu jeszcze sporo mu brakuje (Franz Beckenbauer czy Roberto Carlos mają po 113 goli, Ronald Koeman 253, a Ramos 81), ale dla Realu i tak jest bezcenny. Hiszpańskie media wyliczyły, że bez jego bramek „Królewscy” byliby na trzecim miejscu w tabeli ze stratą dziewięciu punktów do Barcelony. Ponadto Ramos w tym sezonie La Liga ma na koncie już siedem bramek, czyli tyle samo, co dwóch piłkarzy z gwiazdorskiego tria BBC – Karim Benzema i Gareth Bale. W teorii każdy wie, że piłki ze stałego fragmentu kierowane są na głowę kapitana. W praktyce niemalże wszyscy się na to nabierają. A pędzącego i niszczącego po drodze wszystko jak czołg Ramosa po prostu nie da się powstrzymać.
Aubameyang nie lubi Messiego i Ronaldo
Jakiś czas temu w mediach dość często przewijał się temat możliwego transferu Pierre’a-Emericka Aubameyanga do Realu Madryt. Sam Gabończyk ponoć obiecał to kiedyś dziadkowi, wielkiemu fanowi „Królewskich”, a zawodnikiem mocno zainteresowany jest też sam Florentino Perez. Mamy jednak wątpliwości, czy „Auba” odnalazłby się w szatni Realu i znalazł wspólny język z innymi piłkarzami, np. Cristiano Ronaldo. Szczególnie po tym, co ostatnio zrobił! Otóż napastnik Borussii Dortmund postanowił wytypować swoją idealną „jedenastkę”, czyli w skrócie miał za zadanie wybranie najlepszych jego zdaniem lub po prostu ulubionych piłkarzy na świecie. Znalazł wśród nich miejsce m.in. dla Kurta Zoumy, Dimitriego Payeta czy Marco Reusa, ale zapomniał o Leo Messim i właśnie Ronaldo! Na jego miejscu nie pokazywalibyśmy się teraz Portugalczykowi na oczy…
Najlepsza "jedenastka" Aubameyanga:
Neuer - Zouma, Sokratis. Varane - Verratti, Pogba, Payet, Mkhitaryan - Hazard, Aubameyang, Reus
Jak Nasri chciał zostać Zidanem
Samir Nasri przez lata uznawany był za wielki talent francuskiej piłki. W młodym wieku trafił do Anglii i tam najpierw w barwach Arsenalu, a później Manchesteru City spisywał się naprawdę dobrze. W pewnym momencie w jego karierze coś się zacięło i mamy nieodparte wrażenie, że to coś było związane z jego głową. Facet zaczynał dziwaczyć coraz bardziej, szokowały jego publiczne wypowiedzi lub wpisy w mediach społecznościowych, a na domiar złego stracił miejsce w składzie City. Z pomocą przyszła Sevilla – wypożyczyła piłkarza, dała mu „dychę” na plecach i duży kredyt zaufania. A on szybko go spłacił. Niestety w kluczowym momencie po raz kolejny odezwała się głowa. W rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z Leicester Francuz jak dziecko dał się sprowokować Jamiemu Vardy’emu i wyleciał z boiska za ruch głową w kierunku rywala. Sam ruch wystarczył, bo Nasri i tak miał już na koncie żółtą kartkę. Pomijamy już żenujące zachowanie angielskiego napastnika, ale piłkarzowi takiej klasy jak Nasri takie zachowania po prostu nie przystoją. Najwyraźniej za dużo naoglądał się w dzieciństwie Zinedine’a Zidane’a. On też w ważnych momentach lubił przyrżnąć z byka. Ale patrząc na poniższe wideo i ruch głową Francuza, to nawet pod tym względem do idola brakuje mu jeszcze bardzo dużo.
Co łączy Keylora Navasa z Januszem Jojko?
Keylor Navas w poprzednim sezonie był jednym z największych autorów historycznego sukcesu Realu Madryt, czyli zdobycia pucharu Ligi Mistrzów. W tym jednak stało się z nim coś dziwnego. Popełnia głupie błędy, jest nieskoncentrowany, a na Santiago Bernabeu coraz głośniej marzą o sprowadzeniu Thiabuta Courtoisa z Chelsea lub Davida De Gei z Manchesteru United. Ale w sumie nic dziwnego. Wystarczy obejrzeć powtórkę meczu z Realem Betis w ostatniej kolejce La Liga by stwierdzić, że kostarykański bramkarz nagle zamienił się w Janusza Jojko! Przy stanie 0:0 sam wrzucił piłkę do własnej bramki i dał prowadzenie gościom. Ale do tej sytuacji w ogóle nie powinno dojść, bo kilka chwil wcześniej w durny sposób sfaulował wychodzącego na czystą pozycję rywala i przynajmniej w teorii musiał wylecieć z boiska z czerwoną kartką. Sędzia był jednak innego zdania...
Barcelona przegrywa, a Neymar baluje
W środę tydzień temu był bohaterem i niemalże w pojedynkę pociągnął Barcelonę do historycznej „remontady” przeciwko PSG. Dwa gole, asysta i wywalczony rzut karny – dorobek godny największych. I Luis Enrique najwyraźniej stwierdził, że Brazylijczyk wyczerpał limit szczęścia na najbliższych kilka spotkań, bo postanowił dać mu wolne na ligowy mecz z Deportivo La Coruna. Skrzydłowy to wykorzystał i jak co roku wrócił do ojczyzny, by... imprezować! A konkretnie obchodzić urodziny ukochanej siostry. Znając żywiołowość i zamiłowanie do zabawy zawodników z „Kraju Kawy” mamy wrażenie, że na herbatce i pogaduszkach się nie skończyło. Ciekawe, czy wiedział, że w tym samym czasie Barcelona sensacyjnie przegrała na El Riazor.
Eu te amo 11/03/1996 - data mais que especial na minha vida! @rafaella
Post udostępniony przez Nj neymarjr (@neymarjr) 11 Mar, 2017 o 2:35 PST
Friends
Post udostępniony przez Nj neymarjr (@neymarjr) 15 Mar, 2017 o 1:48 PDT