Dublerów w sensie niedosłownym. Teoretycznie Rafael Benitez nie dał swoim piłkarzom sygnału, by nagle zwolnili tempo. Tyle tylko, że wicemistrzom Hiszpanii wyraźnie nie po drodze było z biciem strzeleckich rekordów i postanowili trzy kwadranse po przerwie... przespacerować.
Mieli powody. Trzy punkty zapewnili sobie jeszcze w pierwszej połowie. Po dwóch golach Karima Benzemy - co za asysta od Pepe przy pierwszym golu (powyżej) - i trafieniach Cristiano Ronaldo oraz Garetha Bale'a prowadzili 4:0. Grali zaskakująco swobodnie. Jak nigdy w tym sezonie. Działały właściwie wszystkie elementy. Na czele z tym najbardziej ryzykownym. Lucasem Vazquezem ustawionym na prawej stronie defensywy.
Cristiano Ronaldo stracił formę przez romans z... facetem?
Cristiano Ronaldo miał pretensje do kolegi, że ten strzelił gola
Sielanka? Prawie. Gdyby nie CR7, który jeszcze raz udowodnił, że dla niego triumfy zespołowe są ekstra, ale dopiero w momencie, gdy jego nazwisko znajduje się na czele wszystkich klasyfikacji. Przy drugim trafieniu Benzemy Portugalczyk zrobił np. coś takiego. Szczerze? Czegoś równie absurdalnego do tej pory nie widzieliśmy. Mógł jeszcze ruszyć z pretensjami do trenera, że Francuz złamał założenia taktyczne i miał czelność uderzyć na bramkę.
Ronaldo jest po prostu sobą https://t.co/domNTJfBLF
— Sport.pl (@sportpl) grudzień 5, 2015
Real po zwycięstwie nad Getafe ma 30 punktów i traci trzy "oczka" do prowadzącej w tabeli La Liga Barcelony. Katalończycy mają jednak jeden mecz zaległy: w sobotni wieczór dopiero zagrają na Estadio Mestalla z Valencią.