Po sobotnim meczu najwięcej mówi się nie o Messim czy Ronaldo, ale o... arbitrze, Munizie Fernandezie. Obóz Realu zarzuca mu niesłuszne podyktowanie karnego za wejście Raula Albiola w Davida Villę (przy okazji czerwona kartka dla gracza "Królewskich"), ma też pretensje o to, że Dani Alves nie dostał drugiej żółtej kartki za faul na Marcelo. Barcelona z kolei twierdzi, że już w pierwszej połowie należał się jej karny, a Iker Casillas za atak na Davida Villę w tej sytuacji powinien był wylecieć z boiska. Przekonuje też, że karny, po którym Real wyrównał, był "z kapelusza".
Mourinho kpi z sędziów
- Jestem już zmęczony, że ciągle muszę grać przeciw Barcelonie w dziesiątkę - mówił z przekąsem Jose Mourinho. - Chciałbym dożyć sytuacji, w której to my będziemy mieli nad nimi przewagę jednego zawodnika. No, ale chyba będę musiał na treningach zmienić zasady i od razu przygotowywać się na grę przeciw liczniejszemu rywalowi - Portugalczyk ewidentnie kpił z arbitrów, którzy jego zdaniem niesłusznie wyrzucają graczy Realu w ostatnich meczach z Barcą.
Pierwszy raz Ronaldo
Ten mecz miał spore znaczenie dla Cristiano Ronaldo, który strzelił w końcu gola (z karnego) Katalończykom. To było jego pierwsze trafienie w siódmym meczu przeciw Barcelonie. Jedenastkę wykorzystał też Messi i zrównał się z legendarnym Ferencem Puskasem w liczbie goli strzelonych w jednym sezonie. Argentyńczyk ma już 49 trafień, a szansa na kolejne nadejdzie w środę, kiedy Barca zmierzy się z Realem w finale Pucharu Króla.