- Pokonaliście Rumunię, ale rywale cały czas depczą po piętach.
Arkadiusz Milik: - Tak, ale z drugiej strony mamy sześć punktów więcej, a to jest duża przewaga. Znamy swoją wartość, wiemy, że mamy dobrą drużynę. Awans mamy na wyciągniecie ręki i tylko katastrofa może go nam odebrać. Musimy być cały czas skoncentrowani, żeby do ostatniego meczu dawać z siebie wszystko, pokazać swoją siłę i wygrywać każde spotkanie.
- Czy sprawa awansu wyjaśni się w wyjazdowym starciu z Danią?
- To będzie bardzo ciężki mecz. Ale w większości wszystkie mecze wyjazdowe są trudne, bo jednak u rywala gra się ciężej niż na Stadionie Narodowym, gdzie jesteśmy wspierani przez 60 tysięcy ludzi. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać. Miejmy nadzieję, że uda nam się wygrać i dopiszemy kolejne trzy punkty.
- Czy podczas wakacji ma pan specjalny plan, aby przyspieszyć powrót do formy sprzed kontuzji?
- Czuję się dobrze. Muszę dobrze przygotować się do sezonu i zacząć grać.
- W ostatnich minutach meczu z Rumunią zagrał pan w środku pomocy.
- To było bardziej z konieczności. Środkowym pomocnikiem nie mógłbym być, bo mam za duże zapędy do przodu. Cały czas chcę być w polu karnym, strzelać i kończyć akcję. Chyba nie dla mnie pomoc.
- Zrobiliście ze Stadionu Narodowego twierdzę. Pamięta kiedy po raz ostatni przegraliście w Warszawie?
- Dobre pytanie. Nie pamiętam.
- Podpowiadamy: W 2014 roku przegraliśmy 0:1 Szkocją.
- Tak, grałem w tym meczu.
- Dzięki zwycięstwom nasza kadra pnie się w rankingu FIFA, zajmując wysokie 10. miejsce.
- Nie kieruje się rankingiem FIFA. Belgowie byli w nim na pierwszym miejscu, a tak naprawdę nigdy nic nie wygrali w ostatnich latach. Najważniejsze, że wygrywamy, że mamy dłuższą szansę pojechać na mistrzostwa świata. I powoli, krok po kroczku robić postęp indywidualny, co będzie się przenosić na całą drużynę.