„Super Express”: – EURO 2012 bez Artura Boruca w polskiej bramce? Aż się nie chce wierzyć...
Artur Boruc: – Mi też... Wszystko zależy od trenera. Jeśli uzna, że jestem mu potrzebny, to z Florencji nawet pieszo pójdę do Polski.
– Tęskni pan za kadrą?
– Na pewno nie tęsknię za podróżami z kadrą samolotami (śmiech). Po to się trenuje w mocnym klubie, by grać w reprezentacji. Taki jest mój cel. Inna sprawa, czy po drodze mi z trenerem...
– Nie żałuje pan tego wywiadu w telewizji nSport?
– Jeżeli ktoś opowiada historie, które nie mają nic wspólnego z prawdą, to nie będę siedział i milczał. Nie, nie żałuję.
– Krążą plotki, że trener Smuda i jego asystenci też nie stronili od alkoholu w czasie tego wyjazdu do Ameryki...
– Na ten temat nic nie powiem. Jak się odezwę, to potem przeczytam, że jestem skandalistą. Wolę milczeć.
– Koledzy z kadry wstawili się u trenera za panem i Michałem Żewłakowem?
– Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Każdy za siebie odpowiada. Nie oczekiwałem wsparcia i go nie dostałem. Życie...
– Czy Fabiański i Tytoń, na których stawia trener Smuda, są lepsi od Boruca?
– Nie wiem, nie znam się. W bramce staje ten, którego potrzebuje trener.
– Oglądał pan mecz z Wybrzeżem Kości Słoniowej?
– Kibicuję Polsce, więc oglądałem. Cieszę się, że nasi wygrali.
– Czy ktoś ze sztabu kadry rozmawiał z panem i wyjaśnił, czy może pan liczyć na powołanie?
– Nie mam kontaktu z nikim z reprezentacji. Widocznie są lepsi, którym trenerzy poświęcają swój czas.
– Wróćmy do Fiorentiny. Jest pan w tym klubie od lata. Jak wygląda komunikacja z obrońcami. W czasie meczu rozmawiacie po włosku czy angielsku?
– Zdecydowanie po włosku. To prosty język. Podstawowych zwrotów zdążyłem się już nauczyć.