"Super Express": - Czego kibice mogą się spodziewać po meczach z Urugwajem i Meksykiem?
Bartosz Bereszyński: - Założenie jest jedno: wygrać oba spotkania. Nie myślimy o tych starciach jak o meczach towarzyskich. Nie ma taryfy ulgowej. Przygotowujemy się do nich jak do najważniejszych pojedynków w eliminacjach mistrzostw świata. Choć ci rywale to dla nas zagadka. Prezentują inną kulturę gry niż zespoły, z którymi dotąd się mierzyliśmy.
- Na zgrupowanie przyjeżdżasz jako świeżo upieczony tata. Wyspany?
- Leo jest bardzo grzeczny. Nie ma nic piękniejszego niż przyjście na świat dziecka. To dla mnie dodatkowa motywacja i bodziec do pracy. Człowiek z radością zasuwa na treningach. Chcę się w każdym meczu jak najlepiej prezentować, żeby synkowi, kiedy będzie już trochę starszy, móc powiedzieć: "Zobacz, tata tutaj był, to widział, z tymi ludźmi grał...".
- Jakiś czas temu w mediach było głośno o tym, że Sampdoria chce się ciebie pozbyć. Tymczasem grasz często w pierwszym składzie, zbierasz dobre recenzje. Te plotki bardziej cię złościły czy śmieszyły?
- Złościły, śmieszyły, irytowały... Tym bardziej że w Genui nikt mi nie dał odczuć, że jestem niechciany. A o tym dowiadywałem się z mediów. Wiadomo, że w każdym zespole na poziomie Serie A jest rywalizacja, ale byłem pewien, że wywalczę sobie miejsce w składzie i będę umiał je utrzymać. Nie miałem nawet momentu zwątpienia w to, że sobie poradzę.
Zobacz: Artur Boruc w Legii Warszawa? Dariusz Mioduski wyraża chęć zatrudnienia Polaka
Przeczytaj: Robert Lewandowski o wychowaniu Klary: Czasem chciałoby się dłużej pospać
Sprawdź: Powrót i pożegnanie króla. Artur Boruc i jego reprezentacyjna legenda