- Jakiego meczu? To co oglądaliśmy nie przypominało meczu - denerwował się Beenhakker. - Umówiliśmy się z Walijczykami na spotkanie towarzyskie, ale w pierwszej połowie było ono za bardzo towarzyskie. Nie popieram brutalnej gry, ale bez "zdrowej" agresji nie można grać w piłkę. Na szczęście w drugiej połowie było już dużo lepiej.
- Z czego wynikał ten brak agresji u biało-czerwonych?
- Nie wiem. Ale jedno trzeba zrozumieć: dobór rywala i taktyka były całkowicie podporządkowane przygotowaniom do meczu z Irlandią Północną (28 marca - red.). To spotkanie o punkty będzie kluczowe dla obu drużyn, więc czeka nas ciężka, zażarta, męska walka. Tymczasem moi piłkarze w pierwszej połowie meczu z Walią grali jak dziewczyny!
- Może piłkarzy zdekoncentrowało zamieszanie z prezesem Latą i pana rozmowami z Feyenoordem...
- Rozmawiałem z piłkarzami rano przed meczem i wiem, że całe to głupie zamieszanie wpłynęło na wielu z nich. W szczerej rozmowie przyznali, że trudniej było im się skoncentrować. Mnie też irytuje to, że nie mogliśmy skupić się tylko na futbolu. A teraz znów muszę się z nimi pożegnać na 5 tygodni. Więc nie jestem szczęśliwy, ale - jak to mówimy w Holandii - shit happens (gówno się przytrafia).