Z całą pewnością szczere wyznania medialne o trudach życia osobistego nie należą do najłatwiejszych. Grzegorz Mielcarski w rozmowie z "Onetem" postanowił jednak otworzyć się i opowiedzieć o tym, jak wyglądało jego dzieciństwo, w którym borykał się z problemem alkoholizmu w swojej rodzinie - konkretnie ze strony ojca. - Przyjęło się, że tak po prostu jest. Że ten świat tak wygląda. Że to mężczyzna pracuje, że ma prawo pić, nie wracać do domu czy robić libację w domu, kiedy tylko chce. Ale moja mama się temu przeciwstawiła - powiedział Mielcarski.
Jak mieszka Sara Boruc?
I kontynuował o próbie wyjścia z nałogu: - Chciał. Pewnie, że ludzie zaraz powiedzą, że nie dał rady. Tak, nie dał rady. Walczył przez kilka miesięcy. Jak wrócił już do alkoholu, to powiedział mi: "Tak mi, synu, wyginało palce, że nie byłem w stanie sobie poradzić. Ból minął dopiero wtedy, gdy wypiłem kieliszek". Wiem, że to nie był tylko psychiczny, ale i fizyczny ból. Na przykładzie mojego taty wiem, co to znaczy cierpieć fizycznie z powodu nałogu.
- Ocierałem się o każdy o dobry, ale też zły fragment życia: chodzenie na wagary, zadawanie się z niezbyt grzecznymi chłopakami, zapuszczanie się w niebezpieczne rejony. Tak że mogło skończyć się różnie. Może wciągnąłby mnie alkohol? Z moim tatą stało się tak, gdy był jeszcze młodym facetem. Niestety nie poradził sobie z tym, nawet pomimo tego, że starałem się mu pomóc. Po pewnym czasie zrozumiałem, że alkoholizm, to nie tylko wybór, ale i choroba - podkreślił Mielcarski w rozmowie z "Onetem".