31 stycznia tego roku Michniewicz spełnił jedno z największych marzeń każdego trenera. Został selekcjonerem reprezentacji i stanął przed życiową szansą na awans do mundialu. Jednak już podczas pierwszej konferencji prasowej doszło do ostrej konfrontacji 52-letniego szkoleniowca z dziennikarzem WP SportoweFakty - Szymonem Jadczakiem. - Z akt sądowych wynika, że wiedział pan, iż mecz przeciwko Świtowi [Świt Nowy Dwór Mazowiecki - Lech Poznań z maja 2004 r. - przyp. red.] jest sprzedany. Chciałem zapytać, jak to jest prowadzić drużynę w sprzedanym meczu, uczestniczyć w takim procederze? Nie wiem, być może jakoś te doświadczenia przydadzą się panu w prowadzeniu kadry? - zaatakował wówczas selekcjonera Jadczak.
- Pana wypowiedź nadaje się do prokuratury. To pan powinien być oskarżony, bo insynuuje pan, że brałem udział w dwóch ustawionych meczach, co jest totalną bzdurą i nikt tego nie potwierdzi. Pan sugeruje, że wiedziałem o sprzedanym meczu ze Świtem. Nie miałem żadnego zarzutu. Nigdzie nie jest napisane, że ja wiedziałem, co się działo - odpowiedział mu rozsierdzony Michniewicz. To nie zniechęciło jednak dziennikarza, który po kilku miesiącach ponownie poruszył burzliwy temat i zmusił trenera do wyjaśnień.
Czesław Michniewicz dopiero co zakończył czerwcowe zgrupowanie, po którym topił smutki na randce z żoną
Czesław Michniewicz spowiada się z relacji z "Fryzjerem". Opowiedział o nocnym spotkaniu w Pile
Jadczak postanowił przejrzeć akta sprawy korupcyjnej "Fryzjera". Analizował ponad 60 tysięcy stron, na które składały się m.in. bilingi przekazane przez operatorów komórkowych. Dzięki nim ustalił częstotliwość i długość kontaktów telefonicznych pomiędzy Michniewiczem a Ryszardem F. Wobec tego postanowił zadać konkretne pytania selekcjonerowi reprezentacji. Były trener m.in. Legii Warszawa na łamach WP SportoweFakty wręcz spowiadał się z sytuacji mających miejsce kilkanaście lat temu.
Michniewicz w latach 2003 - 2006 był trenerem Lecha Poznań. To właśnie ten okres budzi wątpliwości, a zwłaszcza dwa pierwsze lata jego pracy w Kolejorzu. Wówczas wykazano 11 przypadków meczów, w których doszło do korupcji bądź próby korupcji. 52-latek miał regularny kontakt telefoniczny z "Fryzjerem" - także w dniach meczów oraz tuż po nich. Stanowczo twierdzi, że nie złamał jednak prawa.
- Z Ryszardem Forbrichem, którego znałem z czasów pracy w Amice Wronki [1996 - 2002 r. - przyp. red.], gdzie pełnił funkcję menadżera klubu, rozmawiałem wiele razy i podczas żadnej z tych rozmów nie złamałem prawa. Forbrich piastował wówczas funkcję wiceprezesa Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej i w tamtym czasie nie był osobą oskarżoną - przyznał Michniewicz. - Nie miałem żadnej szczególnej wiedzy o kolejnych numerach telefonu Forbricha. Mogłem je posiadać po tym, jak Forbrich dzwonił do mnie - dodał na pytanie o znajomość kolejnych numerów telefonu "Fryzjera".
Jadczak przypomniał też selekcjonerowi spotkanie z 23 stycznia 2004 r. Wg danych z telefonu, Michniewicz zadzwonił do "Fryzjera" przed północą, a następnie udał się w drogę do Piły, gdzie przebywał szef piłkarskiej mafii w Polsce. Ich telefony zalogowały się w tym samym miejscu w Pile o godzinie 1:23, a o godz. 3 nad ranem panowie rozmawiali jeszcze 15 minut. Trener jasno opowiedział tę historię.
- Tego dnia odbywał się coroczny Bal Piłkarza w Pile organizowany przez Okręgowy Związek Piłki Nożnej w Pile. W imprezie brali udział przedstawiciele Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, w tym Ryszard Forbrich pełniący funkcję wiceprezesa. Na bal zostałem zaproszony po odbiór nagrody. Przyjechałem na niego prosto z turnieju halowego, w którym prowadziłem Lech Poznań. Jeszcze tego samego dnia wyruszyłem z Piły do rodzinnego domu w Gdyni - stwierdził Michniewicz. - Ryszarda Forbricha poznałem latem 1996 roku, kiedy był moim przełożonym w Amice. Rozmawiałem z nim często, ale nigdy nie nakłaniał mnie do złamania prawa - zakończył, opisując swoją relację z "Fryzjerem".