Wiadomo, że na Wyspach gra się bardzo ostro. Smolarek jest dość wątły: o wielkiej masie mięśniowej nie ma mowy.Niedługo po powrocie z kadry przyjdzie mu toczyć boje z Williamem Gallasem (Arsenal) i Rio Ferdinandem (Manchester United). Te potyczki mogą skończyć się dla Polaka bolesnymi siniakami. Na pewno nikt nie będzie się z nim patyczkował. Smolarka może uratować jego szybkość i spryt.
Nasz napastnik nie jest przyzwyczajony do gry w defensywie, a Premier League wymaga od każdego piłkarza na boisku prawdziwej harówki przez 90 minut. Tempo akcji jest zabójcze. Nie ma mowy o przestojach, odpoczynku. Każdy broni, każdy atakuje. To coś zupełnie nowego dla Ebiego, o czym zresztą mówił "Super Expressowi" trener Boltonu Gary Megson.
Szkoleniowiec "Kłusaków" zaznaczył też, że Smolarek będzie miał czas na aklimatyzację. Miejmy nadzieję, że nie kłamał, bo ta na pewno się mu przyda. Plusem jest obecność przesympatycznego Jarosława Fojuta. Na pewno szybko wszystkim przedstawi nowego kolegę i pokaże miasto (chociaż za bardzo nie ma co tam oglądać).
Wszyscy śmiali się z Grzegorza Rasiaka, że nie poradził sobie zarówno w Tottenhamie jak i Boltonie. Smolarek jest przez polskich kibiców zdecydowanie bardziej ceniony niż "Rasialdo". Mam jednak wrażenie, że w lidze angielskiej będzie mu bardzo trudno i niestety jego przygoda skończy się tak samo, jak jego kolegi z Southampton. Obym się mylił. Tyle lat czekamy na gola zdobytego przez Polaka w najlepszej lidze świata. Trzymam kciuki za Ebiego. Niech poprawił nasze marne, strzeleckie statystyki w Premier League.