Teraz Santos objął znaną – choć będą w kryzysie – firmę klubową. Besiktas Stambuł w lidze zdecydowanie odstaje od dwóch pozostałych gigantów ze stolicy Turcji: Galatasaray i Fenerbahce. Nie ma wątpliwości, że jego budżet domowy na tym nie ucierpi: nad Bosforem płaci się zupełnie nieźle. Dla 69-letniego szkoleniowca to także szansa na odbudowanie reputacji, nadszarpniętej pracą z Biało-Czerwonymi. - Bo Santos to zdecydowanie największe rozczarowanie polskiej piłki w 2023 roku – zgadza się z takim stwierdzeniem były reprezentant kraju, Marcin Baszczyński.
- Co sobie obiecywałem po jego kadencji? Że facet z takim doświadczeniem i sukcesami „wyczaruje” dla nas kogoś nowego. Pokaże, że zawodnik X, którego nikt nie brał pod uwagę, nadaje się do reprezentacji. Że mieliśmy klapki spuszczone na oczy, a on udowodni, że można 2-3 nowych piłkarzy wkomponować w jedenastkę – Baszczyński przypomina swoje oczekiwania związane z zatrudnieniem Santosa.
Marcin Baszczyński nie oszczędza Fernando Santosa
Były znakomity obrońca wskazuje kłopoty, z którymi na początku swej pracy zmierzyć się musiał Portugalczyk. - Owszem, jak się dostaje robotę po Czesławie Michniewiczu – czy w klubach, czy w reprezentacji – nie jest łatwo poskładać drużynę. Byłem pewien, że PZPN po to bierze takiego fachowca, by to posklejał, uspokoił - mówi nasz ekspert.
Jego zdaniem, zabrakło stosownego „researchu” w wykonaniu związkowych decydentów. - Mam wrażenie, że kandydat nie był dokładnie sprawdzony pod tym kątem, o którym mówiłem: zdolności sklejania drużyny od nowa, uspokajania nastrojów. PZPN po prostu nie wykonał należycie swojej pracy przed podpisaniem umowy, a Cezary Kulesza najwyraźniej dał się omamić wielkim nazwiskiem – Baszczyński mocno uderza w związek.
Takie słowa o pracy Portugalczyka wcześniej nie padły
Przede wszystkim jednak daje wyraz swemu rozczarowaniu samym szkoleniowcem. - Tymczasem Santos okazał się całkiem sympatycznym gościem, który przyszedł sobie do Polski po prostu popracować sobie, ale bez podjęcia rękawicy w tym zakresie, o którym powiedziałem. Wyszło na to, że chciał po prostu poznać Polskę i Polaków. Poznał i… pojechał – wylicza w długiej rozmowie z „SE”.
Na koniec zaś uderza najmocniejszą oceną i najmocniejszym słowem. - Dla mnie wykazał się brakiem odwagi. I… lenistwem! - mówi z mocą Marcin Baszczyński.