"Super Express": - W końcu możesz wyrwać się z belgijskiego Genk.
Grzegorz Sandomierski: - O tak. Pierwszy telefon z Dinama dostałem kilka dni temu i nie sądziłem, że to tak szybko się potoczy. Za Genk nie będę szczególnie tęsknił. Nie ma co ukrywać, i ja, i klub czekaliśmy tylko na to, żeby się wreszcie rozstać. Oferta Dinama satysfakcjonowała Genk. Wcześniej też wpłynęło kilka propozycji, ale mój klub sukcesywnie je odrzucał. Już myślałem, że nie pozwolą mi nigdzie odejść. Na szczęście zgodzili się na wypożyczenie do Dinama i mogłem odetchnąć.
- W końcu będziesz bramkarzem numer jeden?
- Miejsca w bramce nikt mi nie zagwarantuje, jadę do Zagrzebia je wywalczyć. Nie ukrywam, że czas najwyższy, żeby regularnie grać. Dotychczasowy bramkarz Dinama w środę rozwiązał kontrakt, więc nieźle to dla mnie wygląda. Nie popadam jednak w wielki entuzjazm. Życie nauczyło mnie pokory. Teraz muszę naprawiać błąd sprzed 2 lat, gdy związałem się z Genk.
- Nie męczą cię te ciągłe przeprowadzki?
- No tak, co rok nowy kraj. Słyszałem, że Zagrzeb to bardzo ładne miasto, ale zwiedzanie już mi się znudziło.