Iwański dla SE.pl: Czesi są lepsi tylko na papierze

2009-10-08 14:23

W reprezentacji Polski zagrał 3 razy, ostatnio w 2007 roku. Mimo że w ubiegłym sezonie był wyróżniającym się piłkarzem Ekstraklasy, Leo Beenhakker (67 l.) konsekwentnie go pomijał. Teraz Maciej Iwański (28 l.) wraca do reprezentacji Polski

 

 

- Masz żal do trenera Beenhakkera, że nie dał ci wielu szans w reprezentacji?

- Jednemu trenerowi mogę pasować, a innemu nie. Trener może mówić o mnie co chce, ale zastanawiam się, na jakiej podstawie to robił. Być może na podstawie treningów, ale to nie jest wykładnik tego, co zawodnik potrafi na boisku. Nie dostałem u niego żadnej poważnej szansy. Nie wiem, czemu mnie oceniał w ten sposób. Może mu się coś u mnie nie spodobało, może coś powiedziałem, albo nie powiedziałem. To już jest jednak poza mną. Zawsze wierzyłem, że mogę wrócić do tej kadry. Bo latka lecą.

- Ucieszyłeś się z tego, że zmienił się trener reprezentacji?

- Ja nikomu źle nie życzę. Straciliśmy praktycznie szansę na awans do MŚ. Teraz pojawiła się szansa i będę starał się ją wykorzystać. Nieważne, kto jest trenerem. U Beenhakkera głównie siedziałem na trybunach. Nie odstawałem jednak tak, jak to można było wywnioskować.

- Jak odbierasz komentarze, że to jest kadra tymczasowa?

- Nie zastanawiałem się nad tym. Jak nie ma wyników, to głównie uderza się w trenera. A każdy ma swoją koncepcję budowania drużyny. Nie ma czasu, by się zgrywać. Drużyna narodowa nie ma być tymczasowa. Ona ma grać i wygrywać. Zdajemy sobie z tego sprawę. I nie zastanawiamy się nad tym, czy trener Majewski zostanie na dwa, czy na cztery mecze.

- Jest niepewność przed meczem z Czechami?

- Szczerze mówiąc, to ja jeszcze o nim nie myślę. Na razie chcę w każdym treningu wyglądać dobrze. A jeśli tak będzie, to i w meczu zagram na miarę oczekiwań.

- Miałeś kiedyś styczność z trenerem Majewskim? Piłkarze mówią, że ma oryginalne zasady. Na przykład nie pozwala przychodzić piłkarzom na obiady w klapkach.

- Podczas zgrupowania chodzę w klapkach, ale mam skarpetki, więc nie ma problemu. Wiadomo, jak wyglądają paznokcie piłkarzy, więc dla innych mieszkańców hotelu mogłoby być to niesmaczne.

- Czujesz się dowartościowany powołaniem do kadry?

- Mnie dowartościowuje dobra gra, a nie powołania. Choć mam taką zasadę, że nie mówię o sobie źle w mediach. Może dlatego niektórzy twierdzą, że jestem wyszczekany. Kiedy powiem coś takiego po przegranym meczu, to czytając gazetę dodatkowo się dołuję. A jestem taki, że kilka razy przeżywam mecz w głowie.

- Kiedyś grałeś na giełdzie. Teraz twoje akcje w reprezentacji idą w górę?

- Dawno już nie grałem na giełdzie, więc nie wiem, czy jest hossa czy bessa (śmiech). Częściej jednak inwestowałem, a doradzał mi tata. Kiedy dzwonimy do siebie, to słyszę zarówno pochwały, jak i krytykę. Nie ma tak, że synuś jest najlepszy.

- Męczą cię pytania o rywalizację z Rogerem?

- Słyszę je odkąd przyszedłem do Legii. I tak rywalizacja wyglądała tak, że zwykle graliśmy obaj. W kadrze też jest to możliwe, choć na tę chwilę Mariusz Lewandowski ma niepodważalną pozycję. Pomagamy sobie z Rogerem. To nie jest tak, że jak go widzę, to odwracam głowę. Między nami zawsze były normalne relacje. Często żartujemy z Rogerem ze sobą. To wesoły człowiek.

- Czesi to faworyt sobotniego meczu?

- Jeśli chodzi o nazwiska, o kluby w jakich grają to mają nad nami przewagę. Ale nieraz już tak było, że ten który jest na papierze lepszy, przegrywa. Mam nadzieję, że właśnie tak będzie w sobotę w Pradze.

Najnowsze