Napastnik Wisły po dwóch ostatnich spotkaniach ma już pewne miejsce w drużynie prowadzonej przez Leo Beenhakkera (66 l.). W meczu z Czechami zdobył gola, a w środę zaliczył asystę przy trafieniu Ebiego Smolarka (27 l.).
"Super Express": - Gratulować indywidualnych osiągnięć czy współczuć z powodu straty punktów?
Paweł Brożek: - Szczerze? Oddałbym gola i asystę za sześć punktów w tych dwóch meczach. Zdobyliśmy tylko trzy i to nie jest powód do radości.
- Przeżyłeś już kiedyś taki koszmar?
- Trzy lata temu w Atenach. Wtedy w kwalifikacjach Ligi Mistrzów wygraliśmy z Panathinaikosem 3:1. Wydawało się, że to wystarczy. W rewanżu straciliśmy gola na 1:3 na kilka minut przed końcem. W dogrywce straciliśmy kolejnego i... koniec! Teraz wydawało się, że po strzeleniu przez nas bramki nic złego nam się już nie stanie. Jeden niefartowny gol i zwycięstwo, które było na wyciągnięcie ręki, zmieniło się w porażkę.
- Mieliście pretensje do Boruca?
- Nie. Artkowi zdarzyła się wpadka, ale nikt mu tego nie wypominał. Tak bywa i już. Ja nawet nie widziałem, jak straciliśmy tę pierwszą bramkę. Nie było mnie wtedy na murawie, bo chwilę wcześniej zszedłem i właśnie zakładałem dres. To wszystko.
- Co pomyślałeś, gdy zobaczyłeś, że jest 1:1?
- Lepiej, żebym nie mówił. I tak nie moglibyście tego napisać...
- A przy wyniku 1:2?
- Pierwsze słowo, jakie mi wtedy przyszło do głowy, to katastrofa!
- Słowacy czymś was zaskoczyli?
- Niczym. Wiedzieliśmy, że grają ostro, twardo i tak było. Do tego dochodziła ciężka murawa, gdzie but zapadał się do połowy. Dlatego mieliśmy grać szybkimi podaniami. To robiliśmy i wydawało się, że wszystko będzie dobrze.
- Ty za swoją grę zbierałeś pochlebne opinie.
- Nie chcę oceniać siebie. Wiem tylko, że gdybyśmy wczoraj wygrali, mielibyśmy 10 punktów i jedną nogą bylibyśmy już na mundialu w RPA. Nawet nie wiem, jakie były pozostałe wyniki środowych meczów w naszej grupie. Wiem tylko, że mamy dwa punkty straty do Słowacji i zajmujemy drugie miejsce w tabeli. Teraz trzeba wygrywać i w dodatku patrzeć na innych. To średnio komfortowa sytuacja.
NajgŁupsze wpadki w historii polskiego futbolu 7.05.1989 Szwecja - Polska 2:1
Gol stracony w 90. minucie spotkania sprawił, że po czterech mundialach z rzędu Polaków zabrakło na mistrzostwach we Włoszech. Bramkę dla biało-czerwonych zdobył Ryszard Tarasiewicz i gdy wydawało się, że wszystko dobrze się skończy, dobił nas Larsson. Jednak nie słynny Henrik, ale pomocnik Niclas, który pół godziny wcześniej pojawił się na boisku.
8.08.1992 Polska - Hiszpania 2:3
Na olimpiadzie w Barcelonie graliśmy jak z nut. Zajęliśmy pierwsze miejsce w grupie przed Włochami, USA i Kuwejtem. Potem była pewna wygrana z Katarem (2:0) i manto sprawione Australii (6:1), jednak w dramatycznym finale lepsza okazała się Hiszpania. Wszystko dzięki bramce Kiko w 90. minucie spotkania.
14.06.2006 Niemcy - Polska 1:0
W meczu z gospodarzami mistrzostw Polacy gryźli trawę. Nie brakowało walki i dramaturgii. Historyczny remis był w zasięgu ręki, jednak jeden błąd zniweczył wszystkie szanse. Dariusz Dudka nie upilnował Davida Odonkora. Ten dograł do Olivera Neuvilla, który pokonał Boruca w pierwszej minucie doliczonego czasu gry.
12.06.2008 Austria - Polska 1:1
Po tym meczu sędzia Howard Webb, który w ostatnich sekundach meczu podyktował karnego po faulu Mariusza Lewandowskiego, stał się w Polsce wrogiem publicznym numer jeden. Piłkę na 11. metrze ustawił Ivica Vastić i pewnie pokonał Boruca. Na zegarze była 93. minuta spotkania, a my praktycznie pożegnaliśmy się z EURO.
Słowacja - Polska 2:1
Bramki: Sestak 85. i 86. - Smolarek 70.
Żółte kartki: Zabavnik, Jakubko, Wojtkowiak
Słowacja: Senecky - Pekarik, Petras, Durica, Cech - Sapara (72. Jakubko), Sestak, Zabavnik (83. Kozak), Hamsik, Jendrisek (81. Obzera) - Vittek
Polska: Boruc - Wasilewski, Żewłakow, Dudka, Wojtkowiak - Błaszczykowski, M. Lewandowski, Murawski (67. Garguła), Roger (89. R. Lewandowski), Smolarek - Paweł Brożek (84. Krzynówek)