"Super Express": - W Polsce plotkuje się, że to pan jest najpoważniejszym kandydatem do zastąpienia w przyszłości Leo Beenhakkera. Co pan na to?
- To miłe, ale ze mną nikt z PZPN w tej sprawie nie rozmawiał. Mój kolega z reprezentacji, a obecnie polityk - Roman Kosecki, powiedział ostatnio mądre słowa: "Reprezentacja Polski jest wyzwaniem. To honor i szacunek. Dla niej warto się poświęcić". I ja się pod tym podpisuję. Jednak wyzwaniem może być także propozycja z Bundesligi.
- Jak wyobraża pan sobie ewentualną pracę w Polsce?
- Nie jestem trenerem z doskoku, takim na chwilę, który załata dziury. Mam spojrzenie, które nie kończy się na najbliższym meczu. W USA myślimy o drużynie nie tylko na MŚ 2010, ale na kolejne lata. Zastanawiamy się, jak ten zespół będzie wyglądał w 2012, 2014 roku itd. Z mojej ekipy U-23 do pierwszej drużyny USA przebiło się 12 piłkarzy, a grupa następnych mocno napiera. Wszystko musi być poukładane, a fundamenty solidne. Wszyscy wokół kadry muszą myśleć o "Team Polska". Inaczej nie ma sensu zawracać sobie głowy, rola strażaka nie jest dla mnie.
- Miał pan propozycje z polskich klubów?
- Nie, a za to były oferty z Anglii, krajów arabskich czy Japonii. Nie jest tak, że to ja wydzwaniam i szukam pracy. Amerykańska federacja inwestuje we mnie, a ja jestem lojalny wobec niej. Ale gdyby pojawiła się propozycja, która będzie dla mnie wyzwaniem, to moi przełożeni wiedzą, że nic mnie w USA nie zatrzyma.
- Mówi się, że Nowak to ostry, wymagający i szalenie ambitny trener...
- Nie lubię spocząć na laurach, nie lubię marnować czasu. Oczywiście mógłbym odpuścić sobie i prowadzić spokojne życie, grając w golfa czy tenisa. Tyle że lubię, gdy w moim życiu coś się dzieje.
- Do którego z trenerów jest panu najbliżej?
- Zaimponował mi Juergen Klinsmann, gdy prowadził niemiecką kadrę. Wprowadził taki amerykański styl. Piłkarze mogli spotykać się z rodzinami, mogli wyjść z hotelu, ale o ustalonej godzinie musieli być z powrotem. Na początku media nie mogły tego zrozumieć. Wytykano Niemcowi, że rozpuszcza piłkarzy, a sam opala się na plaży. Ale jakie ma to znaczenie, co robi trener w wolnym czasie? W końcu rozlicza się go z wyniku.
- Ma pan swojego faworyta wśród polskich piłkarzy?
- Numer jeden to Kuba Błaszczykowski. Ten chłopak jest wyjątkowy. Przyjemnie patrzy się na jego grę, na postępy, które robi. Teraz jest w Niemczech, ale już od niego samego zależy, czy wzniesie się na kolejny poziom.
- Reprezentanci USA grają w czołowych europejskich klubach. Trudno w nich znaleźć Polaków. Dlaczego tak się dzieje?
- To przez mentalność polskich graczy. Cieszą się, że dobrze wypadli w jednym meczu i dzięki temu załatwili sobie kontrakt w zagranicznym klubie. Nie rozwijają się, lecz zadowalają się tym, co już mają. Nie mogą myśleć tylko o szpanie, o tym, czy jutro sobie zrobią 60 milionów tatuaży, muszą być gwiazdami na boisku, a nie poza nim.
- Widzi pan miejsce dla polskiego piłkarza w klubie z MLS?
- Wypytywano mnie o Michała Żewłakowa. Zainteresowani są nim kluby z Niemiec, a także Chicago Fire. Tyle że na przyjazd do USA ma on jeszcze czas. Stać go na grę w dobrym klubie w Europie.