Jeszcze niedawno Beenhakker cieszył się tak wielkim zaufaniem piłkarzy, że skoczyliby za nim w ogień. Ale teraz nie chcieli nawet lecieć z Holendrem do Afryki. Część naprawdę miała kontuzje, ale duża grupa wymigała się, bo wolała wakacje. To boleśnie pokazuje, że uwielbiany wcześniej Leo stracił autorytet. Beenhakker musiał organizować łapankę i zabrał na Czarny Ląd tych, którzy byli akurat pod ręką (do 50 kilometrów od Okęcia, żeby mogli zdążyć). Cudu jednak nie było - dublerzy pokazali, że może do czegoś się nadają, ale na pewno nie do gry w piłkę na wysokim poziomie. Jeśli zamierzeniem wyjazdu było wyłowienie kilku graczy, którzy mogliby być powołani na jesienne eliminacyjne mecze "o wszystko", to plan nie wypalił. Wprawdzie biało-czerwoni na dwa dni przed meczem poszli oglądać rekiny w oceanarium, ale na boisku okazało się, że nasi gracze to jednak płotki.
Kiedy zapytano Beenhakkera, jak określiłby nasz występ w RPA, butny Holender wypalił, że każdy może znaleźć takie określenie, jakie chce. No to znaleźliśmy: kompromitacja, żenada, obciach. W ciągu 90 minut nie oddaliśmy na bramkę rywala ani jednego celnego strzału!
Ten wyjazd ma być rekonesansem przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata, które odbędą się właśnie w RPA. Tyle że jeżeli piłkarze i trener nie wezmą się do roboty, to za rok tam nie wrócą. Nasz trenerski król okazał się nagi i kto wie, czy nie nastąpi szybka abdykacja. Już jutro nasi grają kolejny mecz z Irakiem, a Leo ostrzega, że chłopcy z Bagdadu są bardzo groźni. Aż strach się bać.