Super Express: Długo trwały negocjacje z Franciszkiem Smudą. Nawet uroczystość podpisania kontraktu została opóźniona o 25 minut...
Grzegorz Lato: Tak to już jest, gdy się zejdzie czterech prawników. Zawsze ktoś chce coś poprawić, coś wyjaśnić. Ale w końcu Franiu podpisał cyrograf. I jak powiedział, jest z umowy zadowolony.
Jak procentowo wypada wynagrodzenie Smudy w porównaniu z jego poprzednikiem, Leo Beenhakkerem?
- W procenty nie będziemy się bawić. Powtarzam: trener jest zadowolony. Nie było między nami rozbieżności. Całość pensji Frania płaci PZPN. U Beenhakkera było inaczej, bo był to wymóg ze strony sponsora, który chciał w roli selekcjonera cudzoziemca.
Wręczył pan Smudzie koszulkę. Skąd pomysł z numerem 6?
- Jest szóstka, bo to najwyższa ocena w szkole (śmiech). I Smuda najpierw podpisał się na niej. To był jego pierwszy kontrakt, a potem złożył autograf na umowie.
Czy w przypadku niepowodzeń w meczach towarzyskich trener Smuda powinien obawiać się, że wyleci ze stanowiska?
- Nie szukajmy sensacji na siłę. Nie po to zatrudniamy trenera i podpisujemy z nim kontrakt, aby po dwóch lub trzech nieudanych meczach wyrzucać go z pracy.
Co jest gwarancją przedłużenia umowy z trenerem Smudą?
- Odbudowa wizerunku polskiej reprezentacji. Nie może być tak, jak podczas EURO 2008, gdzie Polska była najsłabszym zespołem finałów. Musi być poprawa.
Kto będzie dyrektorem kadry: Marek Koźmiński czy Włodzimierz Lubański?
- To prawda, że na liście są dwa nazwiska. Jednak nie będę podawał, z kim prowadzimy rozmawiamy.
Co z umowami dla trenera bramkarzy Jacka Kazimierskiego i asystenta Tomasza Wałdocha?
- Także rozmawiamy, sprawa rozbija się o finanse i musimy się gdzieś spotkać w tych różnicach.
Kto będzie rywalem polskiej kadry w 2010 roku?
- Nie chcę zapeszać i mówić, że będzie to Hiszpania czy Portugalia. Jak się nie uda, to będą złośliwe komentarze, że przecież prezes obiecywał. Na pewno w maju zagramy dwa mecze w Austrii i jeden w Polsce.
Czuje pan lęk przed niedzielą i Walnym Zgromadzeniem PZPN?
- A czego mam się bać?