Matysik od paru dekad mieszka i pracuje w Niemczech, ale nie opuszcza – na żywo bądź w TV - żadnego meczu polskiej reprezentacji. I niezwykle mocno przeżywa każdy jej występ. - Gdy w meczu z Belgią w Brukseli zaczęliśmy tracić kolejne bramki, nie wytrzymałem z tych nerwów. Wyłączyłem telewizor chyba po trzecim albo czwartym golu. Strasznie przykro mi było – opowiada „Super Expressowi”.
Remis z „Pomarańczowymi” wprawił go w lepszy nastrój. Tym bardziej, że coraz mocniejszą pozycję w polskiej ekipie ma Szymon Żurkowski. - Bardzo mi się podobał w pierwszej połowie meczu w Brukseli i po wejściu na murawę w Holandii. Uspokoił nieco nasze rozedrgane nerwy po tym, jak straciliśmy w krótkim czasie dwa gole. Odebrał sporo piłek, potrafił je też dobrze rozegrać – chwali „Żurka” (a raczej „Zupę”, bo z takim pseudonimem wyjeżdżał on z kraju) Waldemar Matysik.
Waldemar Matysik: Kiedy patrzę na niego, widzę samego siebie z młodych lat
Piłkarz Empoli – podobnie jak sam Matysik – pierwsze kroki w wielkiej piłce stawiał w zabrzańskim Górniku. - Pamiętam, że już parę lat temu, w początkach jego gry w Górniku, mawiano o nim „drugi Matysik” - uśmiecha się nasz rozmówca, który ma swój baner w Galerii Sław pod dachem Areny Zabrze. Co to oznacza? Nieustępliwość w grze, waleczność, determinację. I niespożyte siły. To Żurkowski zazwyczaj miał na koncie najwięcej przebiegniętych kilometrów w każdym meczu w barwach Górnika; jak Matysik 40 lat wcześniej! - Kiedy patrzę na niego, jego zadziorność, zażartość w walce, widzę samego siebie z młodych lat – komplementuje swego następcę w kadrze.
Cztery dekady temu Waldemar Matysik z Hiszpanii przywiózł medal mistrzostw świata. Nie mamy nic przeciwko temu, by z Kataru z podobną zdobyczą wrócił Szymon Żurkowski!